sobota, 31 sierpnia 2013

28 "Zrób to jeszcze raz, a zapomnę, że jesteś moim ojcem! "

Joe złapał Demi za rękę i wyciągnął ją do ogrodu. Widział, jak krępowała się, przebywając w towarzystwie tylu nieznanych jej ludzi, którzy, jak na złość mieli do niej mnóstwo pytań. Niektóre z nich były naprawdę wścibskie. Po za tym jego matka wciąż ją obserwowała, jakby liczyła na to, że dziewczyna popełni w końcu jakąś gafę i będzie mogła ją zganić. Najchętniej zabrałby ją już do szkoły, ale nie mógł, bo to były chrzciny Maddie i to ona była tutaj najważniejsza. A jako dumny ojciec chrzestny, nie miał prawa jej zawieść. Z resztą chciał się jeszcze nią nacieszyć, gdy już wszystkie ciotki i babki wreszcie wypuszczą ją z objęć i przestaną się zastanawiać, do kogo jest bardziej podobno i po kim ma nosek. Bo czy to było aż takie ważne. Maddie i bez tej wiedzy była słodkim niemowlakiem o pucołowatych policzkach i ciemnoniebieskich oczkach. Mało płakała, dużo się śmiała i nawet Nick ją polubił, co naprawdę stanowiło cud. 
 Usiedli na ogrodowej huśtawce, rozkoszując się ciepłym popołudniem. Splótł ich palce razem i pocałował ją w czoło. Demi mało mówiła, ale zdążył się już do tego przyzwyczaić. Przynajmniej nie pieprzyła bzdur i nie paplała bez sensu, jak większość dziewczyn, które zdążył poznać do tej pory. 
- Dziękuję. - Odezwała się po chwili i pocałowała go w policzek. Była mu wdzięczna, że wyrwał ją z tego całego zamieszania i pozwolił na chwilę oddechu. Miała to być mała rodzinna uroczystość, z najbliższymi ludźmi, ale jak widać w jego rodzinie wszystko musiało być robione z rozmachem. Czuła się źle w towarzystwie osób, które obmawiały ją za plecami i szeptały na jej temat. Wszyscy, wiedziała o tym doskonale, pragnęli dla Joe'go innej dziewczyny. 
- Nie ma za co. - Uśmiechnął się do niej i objął ramieniem, a ona położyła na nim głowę. Nie musiał nawet pytać za co, bo dobrze wiedział. 
- Nie lubią mnie. - Odparła, wpatrując się w brukową kostkę. Nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. I niestety nie była pewna czy będzie w stanie to wytrzymać na dłuższą metę. 
- Bzdury gadasz. - Próbował dodać jej otuchy, jednak nie bardzo mu to wyszło. Spojrzała na niego takim wzrokiem, jakby sam nie wiedział, co mówi. - Z resztą, nawet jeśli, to nie zmienia tego, co ja czuję do ciebie. - Popatrzył na nią poważnym wzrokiem. - Żadna ciotka, wujek czy nawet rodzice nie będą mi mówić, jak mam żyć i z kim. 
- Joe...
- Nie wierzysz mi? - Spytał ją i ukucnął przy niej. 
- Wierzę, ale...
- No to nie ma żadnego ale. - Nie dał jej dokończyć, by jej głupie wątpliwości nie urosły do olbrzymich rozmiarów. Ponownie przy niej usiadł i przymknął oczy. - Nie patrz na innych i niczym się nie przejmuj. - Wyszeptał jej, pocieszająco do ucha, bo cały czas czuł, że się zamartwia. Chwycił ją za podbródek i pocałował czule w usta. - A teraz chodź, czas odbić Maddie, by wreszcie ktoś normalny się nią zajął. 
- Zaczekaj... 
Złapała go za dłoń i zatrzymała nim ponownie weszli do domu. Spojrzał na nią z zaciekawieniem, a wtedy ona przyciągnęła go blisko siebie i pocałowała zachłannie. Nie spodziewał się tego po niej. Zazwyczaj nie była tak odważna. Wczepiła palce w jego włosy, a on przesunął swoje dłonie niżej, na talię dziewczyny. Trwałoby to jeszcze dłużej, ale czyjeś głośne chrząknięcie sprawiło, że odsunęli się od siebie szybko. Joe zaklął w duchu. Matka. Popatrzył na Demi. Płonęła ze wstydu. 
- Przepraszam, że przerywam, ale musimy porozmawiać, Joseph. 
Demi czuła się mała i nic nieznacząca pod srogim wzrokiem Denise Jonas, który przewiercał ją na wskroś. Ta kobieta zawsze ją przerażała, a teraz tym bardziej. 
- W takim razie mów. - Opiekuńczo objął Demi ramieniem, widząc, co się dzieje. Miał ochotę wybuchnąć śmiechem, na widok miny swojej matki. Wyglądała tak, jakby miała zachorować za to, że ktoś w jej towarzystwie okazuje sobie uczucia. No ale ona i ojciec nigdy tego nie robili. Czasem zastanawiał się, jak spłodzili trójkę dzieci, bo dla niego byli najbardziej chłodnymi osobami na świecie. Aż dziw, że on i jego bracia nie wyrośli na emocjonalnych popaprańców. Chociaż z drugiej strony... Nie, nie było jeszcze z nimi tak źle. 
- Wolałabym na osobności. 
Wiedział, że doprowadzali ją do granicy wytrzymałości. Słyszał to w jej głosie. Mówiła przez zaciśnięte zęby, a to oznaczało, że jest naprawdę źle. Tylko, że jego wcale to nie martwiło.
- Nie mamy przed sobą tajemnic. - Odparł jej krótko i rzeczowo, całując Demi w skroń. Dobrze wiedział, że nie jest zadowolona, ale nie będzie walczyć, bo wtedy on by odszedł. 
- Rozmawiałam z żoną dziekana z uniwersytetu Browna i powiedziała mi, że nie wpłynęło jeszcze twoje podanie o dostanie się na studia. Nie możesz z tym dłużej zwlekać, Joseph. Wiesz, że miejsc jest mało, a wydział prawniczy na Brownie jest bardzo oblegany. Musisz o tym pamiętać, bo tu chodzi o twoją karierę prawniczą. 
Mógł się domyślić, że chodziło o studia. Zawsze chodziło o to samo. Odkąd był dzieckiem, zawsze chodziło o to pieprzone prawo i spuściznę po dziadku, który był jednym z najlepszych prokuratorów w kraju. Joseph miał kontynuować jego osiągnięcia i zostać godnym następcą. Miał iść do Brown, znaleźć sobie tam żonę, która urodzi mi dwójkę lub trójkę dzieci i będzie siedzieć i w nic nie wtrącać, tak jak robiła to jego babcia. Tylko, że jego prawo nie kręciło za bardzo. Wolał zająć się muzyką lub chociaż architekturą. Czymś, co chociaż w jakimś stopniu go interesowało. Zawsze bał się mówić o tym głośno, bo i tak nikt by go nie słuchał. Jednak odkąd był z Demi, zaczął głośno wyrażać, to co czuje i o czym marzy. 
- Nie idę w tym roku na studia. - Wypowiedział to na głos i poczuł, jak wreszcie może wziąć głęboki oddech. - Nie idę na prawo. Wolę zająć się czymś, co mnie naprawdę interesuje. 
- To co masz zamiar robić? -Twarz Denise Jonas najpierw zbladł, później zrobiła się fioletowo-niebieska, a na koniec czerwona. Nie mogła uwierzyć, w to co słyszała. Jej syn nie mógł zaprzepaścić takiej szansy, jaką dawało mu życie, a rezygnował z niej tak łatwo. 
- Będę pomagał Kevinowi w teatrze przez rok, zaczekam na Demi, a później razem wyjedziemy do Nowego Jorku. - Odpowiedział spokojnie, wiedząc, że wywołał piekło. Demi mocno ścisnęła jego dłoń, by dodać mu otuchy, za co był jej wdzięczny. - Spróbuję dostać się do Giulliarda, a jak mi się nie uda, to zajmę się czym innym. 
- Tak myślałam, że to wina tej... dziewuchy! - Wpadła w szał, słysząc słowa swojego syna. Demi! Cały czas chodziło tylko o nią! O tą, chudą, bladą i piegowatą uczennicę z przydługą grzywką, która nie potrafiła wydusić z siebie prostego zdania, bo zaraz się jąkała. Jak mógł nie widzieć tego, że jest pospolita?! Wszyscy naokoło to widzieli, a ona musiała znosić to upokorzenie. - To wszystko jej sprawka! Omotała cię, a ty nawet tego nie widzisz!
- Demi w to nie mieszaj! - Złapał matkę za rękę, kiedy wycelowała palec w dziewczynę. 
- Co tu się dzieje? Czemu krzyczycie? 
Joe zaklął w duchu. Na ganku pojawił się ojciec. No to teraz dopiero się zacznie. 
- Twój syn wymyślił sobie, że nie pójdzie w tym roku na studia i w ogóle zrezygnował z prawa! Wymyślił sobie, że zostanie grajkiem! A to przez nią! 
Ojciec podszedł do niego bardzo blisko. Jako dziecko, Joe bał się go cholernie. Sam też miał nadzieję, że nigdy nie będzie dla swoich dzieci tak wyrachowany, jak on. 
- Ani mi się waż, Joseph. - Powiedział surowym tonem, którego Joe także się bał, jako mały chłopiec. Na szczęście tamte czasy już dawno minęły i teraz był odważniejszy. 
- Nie zmienię zdania. - Odrzekł w sposób, który nie znosił sprzeciwu. Na szczęście Demi była przy nim i dodawała mu siły do tej walki. 
- Rozumiem, że ta panienka ma inne sposoby, by przekonywać cię do swoich pomysłów, ale chyba są gdzieś głęboko ukryte. - Obciął Demi spojrzeniem, od góry do dołu, uśmiechając się dwuznacznie. 
Joe nie czekał ani chwili, tylko złapał ojca za kołnierz koszuli i podniósł do góry. 
- Zrób to jeszcze raz, a zapomnę, że jesteś moim ojcem! - Wycedził przez zaciśnięte zęby. Nie pomagały nawet prośby matki i Demi. 
- Joe! 
Kevin podleciał do obu mężczyzn, przerażony tym, co się działo. Kamień spadł mu z serca, gdy jego młodszy brat postawił ojca z powrotem na ziemi. 
- Nie pozwolę, by ktokolwiek obrażał Demi! - Krzyknął głośno. 
- Joe, uspokój się. - Podeszła do niego i złapała za ramię. Nie chciała by bardziej komplikował sobie sytuację z rodzicami, zwłaszcza z jej powodu. Z resztą mieli rację. Nie mógł zniszczyć sobie przyszłości przez nią. Jakoś przeżyje roczną rozłąkę z nim. Wszystko byle tylko nie miał z jej powodu kłopotów. - Twoi rodzice mają rację. - Liczyła, że chociaż ona jakoś wpłynie na niego. 
- Nie, nie mają! - Odpowiedział jej szybko. 
- Wejdźcie do środka, porozmawiamy później. - Kevin nie chciał, by doszło do jeszcze większej awantury niż teraz. Widział, że i ojciec i Joe są już dobrze nakręceni, a matka prawie padła na zawał. Demi natomiast zrobiła się strasznie blada. 
- Nie, załatwimy to teraz. - Wtrącił ojciec. - W porządku, żyj sobie, jak chcesz, ale wiedz, że nie będę łożył na twoje utrzymanie.
Wiedział, że tym go przekupi. Joe był przyzwyczajony do niemartwienia się o pieniądze, bo zawsze dostawał tyle ile chciał. Nie zrezygnuje z tego tak łatwo, nawet dla jakiejś siksy o niewinnej buźce. 
- Sam na siebie zarobię. - Odpowiedział pewny swego. Już dawno wszystko uzgodnił z Kevinem. Poradzi sobie. 
- Zabiorę ci samochód. - To go zaskoczyło, więc postanowił iść o krok dalej. 
- Zabieraj, nie jest mi potrzebny i tak go nie używam. - Wzruszył ramionami, patrząc ojcu prosto w oczy. 
- Zablokuję wszystskie twoje karty kredytowe. 
- Rób co chcesz, nie obchodzi mnie to. 
Mierzyli się przez chwilę wzrokiem i żaden nie chciał odpuścić. Obaj próbowali postawić na swoim. 
- Wychodzimy Denise. - Odezwał się w końcu najstarszy z rodziny. Nie miał zamiaru spędzić tu ani minuty dłużej. 
- Tato, uspokój się, zostańcie jeszcze, to chrzciny Maddie. - Kevin próbował załagodzić sytuację, ale wiedział, że z ojcem raczej nie wygra. 
- Podziękuj swojemu bratu za to, że zepsuł jej święto. A najlepiej zrobisz, jak podziękujesz jego dziewczynie. 
Wszyscy patrzyli, jak rodzice wsiadają do samochodu i odjeżdżają z podjazdu. 
- Wybacz, Kev, że tak wyszło, naprawdę nie chciałem, ale wiesz, musiałem im w końcu powiedzieć, a oni naskoczyli na Demi. Nie mogłem tego tak zostawić. - Joe zaczął przepraszać starszego brata. Należało mu się chociaż tyle. No i Maddie też, bo pozbawił ją kontaktu z dziadkami. Ale może to akurat wyjdzie jej na dobre. 
- W porządku, wejdźcie do środka, pogadamy, jak wszyscy odjadą. - Był zły, cholernie zły, ale to nie był odpowiedni moment, by to roztrząsać. Gdy pożegnają wszystkich, zastanowią się, co dalej. Ani ojciec ani matka nie zachowywali się w porządku wobec Demi, Seleny i chłopaków, to było pewne, ale Kevin wiedział, że Joe jest w gorącej wodzie kąpany, a jeśli chodziło o Dems, to potrafiłby walczyć z każdym. Rozumiał to, bo jego młodszy brat był mocno zakochany i kibicował ich związkowi z całych sił, ale mógł się naprawdę dzisiaj powstrzymać.
- Joe, może jutro, jak ochłoniesz, zadzwonisz do rodziców i wyjaśnisz całą tę sprawę, co? - Spytała swojego chłopaka, gdy przekroczyli próg domu Kevina i Dani, a starszy z braci był już w głębi pokoju. - Oni na pewno chcą dla ciebie jak najlepiej.
- Ale ja wiem, co jest dla mnie najlepsze. - Odpowiedział jej zmęczony i zły tym wszystkim. Nie myślał, że tak się to skończy. Oczywiście przewidywał, że rodzice się wściekną, ale nie aż tak.  Jeśli nie potrafili tego zaakceptować, to był tylko i wyłącznie ich problem. - I wierz mi, nie ma to nic wspólnego, z tym, czego chcą dla mnie rodzice. 
- No nie wiem...
- Demi, nie przejmuj się tym i nie myśl, że to twoja wina, bo tak nie jest. Od lat nie układało mi się z ojcem. - Odgarnął kosmyk włosów, wpadający jej do oczu. - Teraz przynajmniej wszystko jest między nami jasne. 
- Ale...
- Chodźmy do Maddie, póki nie śpi. - Kątem oka dostrzegł swoją bratanicę, noszoną na rękach przez mamę Dani. - I tak, jak powiedział Kevin, zajmiemy się tym później. 

*

Nick wraz z Seleną, którą delikatnie obejmował w pasie, wędrowali powoli kolejnymi uliczkami, jak zwykle cichego i lekko opustoszałego Hinnersville, kierując się w stronę szkolnego kampusu. Mimo iż z racji panującego lata powinno być ciepło, po południu  ochłodziło się dość mocno, dlatego też oddał swoją marynarkę Selenie, która ubrana była jedynie w zwiewną sukienkę. Nie chciał by znowu się rozchorowała, tym bardziej, że dzisiaj nie wyglądała, ani też nie czuła się najlepiej. Od samego rana skarżyła się na ból głowy i chodziła smętna, co zupełnie było do niej niepodobne, bo z natury nie należała do ludzi nadmiernie użalających się nad sobą. Dlatego też nie chciał ryzykować, żeby jeszcze teraz się doprawiła. Na całe szczęście nie protestowała kiedy zarzucił jej marynarkę na ramiona. Przynajmniej ułatwiła mu zadanie.
- I jak, chociaż trochę lepiej? - Zapytał z troską, widząc, jak ledwo powłóczy nogami. Na początku myślał nawet, że udaje, by po  prostu wykręcić się z tego całego cyrku, który zgotowali jego przewspaniali rodzice, którzy nawet podczas chrzcin pierwszej wnuczki nie potrafili odsunąć na bok swojej niechęci tak do Seleny jak i Demi.
- Tak, myślę, że potrzeba mi było trochę świeżego powietrza.
- Na pewno? - Jakoś nie mógł jej uwierzyć, bo zbyt dobrze ją znał. Chociaż musiał przyznać, że udawała niezwykle przekonująco. 
- Nic mi nie jest, Nick. Od tego się nie umiera.
Zaśmiała się cicho. Rzeczywiście może nie czuła się najlepiej, ale na pewno nie znajdowała się na łożu śmierci. Z resztą nie lubiła zamartwiać się takimi drobnostkami. W końcu niektórzy mieli poważniejsze problemy od zwykłej migreny.
- No skoro tak.... 
Zamiast iść w zaparte, po prostu pocałował ją w skroń. Nie chciał się kłócić o takie błahostki. Przez następne kilka minut spacerowali powoli w całkowitej ciszy. Widząc, że Selena nad czymś usilnie się zastanawia, postanowił nie męczyć jej rozmową o głupotach. Sam zaś zaczął zastanawiać się nad wydarzeniami z chrzcin. Właściwie nawet cieszył się z tego, w jaki sposób potoczyło się całe dzisiejsze popołudnie. Mimo że nie był  to ani dobry czas, ani miejsce na takie pranie rodzinnych brudów, wiedział, że Joe postąpił słusznie.
- Nick, masz już jakieś plany na wakacje? - Wypaliła w końcu po kolejnych pięciu minutach ciszy. Bo właściwie mimo, że do zakończenia roku pozostało niewiele ponad miesiąc, to do tej pory nie wspomniał o żadnym wyjeździe nawet słowem.
- Hmm... - Udał, że się zastanawia, choć odpowiedź znał doskonale. Oczywiście, że miał. W końcu jego nadopiekuńcza matka zaplanowała już mu każdy aspekt życia na najbliższe dziesięć lat. - Nie przypominam sobie, żebym się z kimś na coś umawiał.
- No to może... 
- Może? - Popatrzył na nią z zaciekawieniem.
- No bo wiesz... - zaczęła i nie za bardzo wiedziała, czy chce kontynuować, jednak on zdecydowanie chciał wysłuchać dalszego ciągu jej wypowiedzi. - Bo pomyślałam, że może jabyś nie miał żadnych specjalnych planów...
- To? - Kontynuował za nią, uśmiechając się z ze zdziwienia. Niepewna i nieśmiała Selena? Tego jeszcze nie widział, ale zdecydowanie to do niej nie pasowało.
- Chciałbyś przyjechać do mnie na trochę? Z rodzicami nie byłoby problemu, bo bardzo chcieliby cię wreszcie poznać.
- Właściwie to... - Zawahał się przez krótki moment.
Zauważyła zmieszanie wymalowane na jego twarzy i w myślach przeklinała się od skończonych idiotek. Z pieniędzmi jego rodziców, Nick mógł pojechać na wakacje, gdziekolwiek tylko sobie zamarzył. Poza tym miał jeszcze spore grono kumpli mieszkających na Florydzie bądź w Kaliforni. Była głupia, myśląc, że z entuzjazmem przystanie na propozycję użerania się z jej piekielną rodzinką, na czele z diabolicznym trzyletnim bratem w tak nieciekawej dziurze, jaką bez wątpienia była Wirginia. Idiotka! Kompletna idiotka!
- ... Z wielką chęcią. - W głowie dalej miał mętlik i wiedział, że zaraz po Joe będzie drugim wyklętym członkiem rodziny Jonas. Bo przecież powinien spędzić lato idealnie pod dyktando matki, przy okazji męcząc się z córeczką jej najlepszej przyjaciółki -  snobistyczną i zapatrzoną w siebie blond laleczką, która potrafiła rozmawiać jedynie o sobie i o nauce.
- Naprawdę?
- Naprawdę. - Starał się idealnie ją naśladować, za co dostał z pięści w ramię. - Eeeej, tak nie wolno traktować kaleki!
- Taki z ciebie kaleka, jak ze mnie baletnica. - Wystawiła mu język i ruszyła dalej.
- Ale to bolało!
- Bo miało. - Odpowiedziała mu z udawaną złością. - A tak na poważnie, uprzedzam lojalnie, że Erick nie da ci nawet chwili spokoju.
- Wiesz, chyba mi to nie przeszkadza. - Odpowiedział zgodnie z prawdą. Zdecydowanie bardziej wolał spędzać lato z nią i jej małym bratem, aniżeli jeździć po Europie z natrętnymi rodzicami, a już w szczególności nie po tym, co odstawili dzisiaj, na chrzcinach Maddie.
- Wieczny z ciebie optymista, Nicky. - Zaśmiała się. Erick to było zdecydowanie diaboliczne dziecko, którego pokłady energii zadziwiały wszystkich wokół. Nawet jej rodzice momentami wymiękali. - Ale to tylko dlatego, że jeszcze go nie poznałeś...
- Na pewno nie będzie tak źle.
- Oj będzie. - Tym razem zaśmiali się oboje. 


10 komentarzy:

  1. Cudny rozdział już się nie mogę doczekać nn :) pozdrawiam Natalia

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo! Młodzi Jonas dobrze postępują! Trzymam za nich kciuki... Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. No muszę przyznać, że spodziewałam się kłótni pomiędzy Joe i rodzicami o te studia, ale nie myślałam, że będą to robić przy całej rodzinie i jeszcze przy Demi. No i liczę, że Nick też przeciwstawi się matce z tymi jej planami na wakacje. Nie rozumiem, że akceptują żonę Kevina (chociaż może na początku też byli na nie - ale tego nie wiemy), a nie mogą zaakceptować dziewczyn. Przecież one mają dobry wpływ na chłopaków. No chyba, że matka wolałaby poprzednią dziewczynę Joe (chyba Ashley, ale nie jestem pewna), chociaż kojarzy mi się ona z taką łatwą dziewczyną. Czekam na nn. Pozdrawiam M&M

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię rodziców Joe, Nicka i Kevina -.- Rozdział jak zawsze świetny oraz nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cały blog jest po prostu wspaniały :) Już czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. kiedy kolejny rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nominuję Cię do Libster Award http://zwiastuny-na-blog.blogspot.com/2013/10/007-libster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  8. co z kolejnym rozdziałem?????

    OdpowiedzUsuń
  9. Kidy nowy rozdział ???

    OdpowiedzUsuń