- Chodź do mnie na ręce księżniczko. Ile
można leżeć w jednym miejscu?
Demi obserwowała Joe'go wpatrzonego w
Maddie, jak w obraz. Nie widzieli jej trzy dni, a on zdążył się za nią
stęsknić. Dziewczynka uśmiechała się na jego widok od ucha do ucha i wyciągała
do niego ręce, od kiedy tylko go zobaczyła. Próbowała zwrócić na siebie uwagę
chłopaka, popiskując co raz głośniej i z co raz większą niecierpliwością. Na
szczęście jednak jej prośba została szybko wysłuchana i po chwili jej ulubiony
wujek nosił ją na rękach, a ona starała się objąć rączkami jego twarz i śmiała
się przy tym głośno. Oboje z resztą byli bardzo szczęśliwi w swoim towarzystwie
i nie potrzebowali nikogo więcej. W takich momentach Demi zakochiwała się w brunecie
jeszcze mocniej. Nawet gdy miał gorszy dzień, gdy był na coś lub kogoś zły, to
mała zawsze potrafiła poprawić mu humor. Przy niej stawał się jeszcze bardziej
czuły i opiekuńczy niż był zazwyczaj.
- Poczekaj
chwilę. – Podeszła do nich i poprawiła różową opaskę z koronkowym kwiatuszkiem,
która zsunęła się z uszu dziewczynki. Mała krzywiła się przez chwilę, ale
szybko wróciła do ciągnięcia Joe'go za nos.
- No no, nie powiem, ale pasuje wam taka
mała królewna.
Kevin wszedł do salonu, a kilka sekund
później dołączyła do niego Dani. Oboje uśmiechali się, patrząc na to na Joe'go,
to na Maddie, to właśnie na nią. Demi poczuła, jak jej policzki przybierają
barwę szkarłatu na samą myśl o tym, że ona i Joe... Mieliby mieć dziecko.
Marzyła o rodzinie, ale nie teraz.
- Może kiedyś. - Chłopak spojrzał na
swoją dziewczynę, która wyglądała na przerażoną tą wizją. To "kiedyś"
będzie zdecydowanie odległe. Zwłaszcza że Dems raczej nie pozwalała mu na
większe zbliżenie się do niej, a on nie nalegał za bardzo. Czasem tylko sugerował
jej delikatnie, że powinna bardziej mu ufać. Mówiła, że ufa, ale nic się nie
zmieniało. - Na razie trzeba zająć się tym małym żuczkiem. - Połaskotał ją w
szyję, a dziewczynka roześmiała się w głos.
- Zostaniecie na obiedzie?
Demi obawiała się, że Dani w końcu to
zaproponuje i tak też się stało. I nie, nie dlatego że nie chciała zostać, ale
dlatego że przez ostatni miesiąc przesiadywali tu z Joe przez większą ilość
czasu i czuła się z tym źle. Uważała, że Dani, Kev i Maddie potrzebują chwili
dla siebie, jako dla rodziny i nie muszą bez przerwy ich gościć. Jej chłopak
widział to inaczej. Uwielbiał Małą i chciał spędzać z nią, jak najwięcej czasu.
- Chyba nie powinniśmy, prawda Joe? -
Spojrzała na niego, gdy opowiadał swojej bratanicy, jak będą się bawić w
wakacje. Słuchała go uważnie, z rozdziawioną buzią, jakby chłonęła każde jego
słowo.
- Co? Tak, tak nie powinniśmy. -
Odpowiedział jej po chwili i spojrzał przepraszająco na Maddie. Nie miał ochoty
jeszcze wychodzić i żegnać się z nią, ale rozmawiał o tym z Demi i musiał
przyznać, że miała trochę racji. Z żalem, ale oddał dziewczynkę w ręce Dani
- Ależ nie ma mowy. Zostajecie i to bez
gadania.
Do rozmowy włączył się Kevin i
kategorycznie zabronił im powrotu do szkoły. Demi zdawała sobie sprawę, że nie
ma z nim co dyskutować, bo jak sobie coś postanowił to nikt nie był w stanie
się mu sprzeciwić. Przypominał w tym trochę panią Jonas, choć był zdecydowanie
bardziej przyjazny i na nikogo nie patrzył z góry.
Dani go poparła i wyszła z salonu, by
nakryć do stołu. Dems chciała jej pomóc, ale kobieta odmówiła i powiedziała jej, że lepiej będzie
jak zostanie z Joe i z Maddie. W tym samym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi i
Kevin, mamrocząc coś pod nosem poszedł otworzyć.
- Wiesz Maddie - odezwał się Joe, który
znów trzymał ją na rękach i był z tego powodu niesamowicie szczęśliwy. - Jesteś
taka śliczna, jak ciocia Demi.
Demi zarumieniła się na te słowa. Zawsze
działo się z nią tak samo, gdy Joe prawił jej komplementy.
- I znajdziesz sobie chłopaka tak
przystojnego, jak wujek Joey...
Zbliżyła się do chłopaka i pocałowała
go, a on objął ją czule i uśmiechnął się do niej.
- Widzę, że przeszkadzam.
Demi myślała, że śni się jeden z jej
najgorszych koszmarów. Wyrwała się z objęć Joe i stanęła, jak najdalej od
niego. Denise Jonas stała przed nimi, w całej okazałości.
- Jestem ciekawa, kiedy złapiesz mojego
syna na dziecko. A może już to zrobiłaś?
Spojrzała na brzuch Demi, jakby
rzeczywiście już do tego doszło.
- Jeśli masz obrażać Demi, to daruj sobie
mamo.
Joe wycedził przez zaciśnięte zęby i
mocno chwycił ją za dłoń. Tak mocno, że aż sama się zdziwiła.
- Nie obrażam jej, tylko wiem, że ta
dziewucha ma zamiar złapać cię na dzieciaka.
Demi było przykro. Nigdy nawet taki
pomysł nie przeszedł jej przez myśl. Kochała Joe'go i na nic nie chciała go
złapać, a tym bardziej na dziecko. Jeśli kiedyś będą je mieli to tylko dlatego
że sami będą tego chcieli. Spojrzała na niego. Już tracił panowanie nad sobą i
tylko resztkami sił powstrzymywał się, żeby nie wybuchnąć. Pewnie dużą rolę
grała tu Maddie, którą wciąż trzymał na rękach i mocno przytulał.
- I dlaczego w ogóle pozwoliliście jej
tu wejść?
Denise Jonas z pretensją w głosie
spytała swojego najstarszego syna i synową, którzy zdążyli wejść do salonu,
jakby doskonale zdawali sobie sprawę, co się wydarzy. Na pewno wiedzieli, mając
w pamięci ostatnią awanturę z chrzcin córki.
- Demi jest zawsze u nas mile widziana,
mamo.
Kevin zabrał córkę z rąk brata, gdy ta
zaczęła płakać. Chyba wyczuwała atmosferę w pokoju, która z sekundy na sekundę
robiła się co raz gęstsza.
- Po tym, co zrobiła?
Na twarzy pani Jonas malowało się
prawdziwe zgorszenie. Jakby nigdy wcześniej w swoim życiu nie słyszała większej
obelgi.
- Mamo...
Dani pokręciła głową, zabrała córeczkę z
rąk Kevina i wyszła z pomieszczenia. Joe chciał coś powiedzieć, ale Demi go
powstrzymała.
- Nie wykorzystuję Joe i nie próbuję go
w nic wciągnąć. - Odezwała się w końcu, czując, że to jej obowiązek zabrać głos
w całej dyskusji.
Denise spojrzała na nią z odrazą, ale
nic nie odpowiedziała. Zwróciła się natomiast do swojego syna.
- Joseph ojciec jest na ciebie wściekły,
ale ci wybaczy, gdy go przeprosisz i zdecydujesz pójść na studia. Przyśle ci
samochód i odblokuje konta w banku, a na wakacje dostaniesz cudowny prezent.
Demi poczuła, jak Joe puścił jej dłoń i
wyszedł naprzód, z wściekłą miną. Próbowała go powstrzymać, ale nie miała tyle
siły, co on.
- Czy ty myślisz, że ojciec może mnie
kupić tak, jak przez całe życie kupował ciebie i twoje bycie z nim?!
W salonie zaległa cisza jeszcze gorsza i
przytłaczająca od poprzedniej. Kobieta i jej syn mierzyli się teraz wzrokiem.
- Joseph...
- Nawet nie próbuj zaprzeczać, mamo.
Dostawałaś kolejne kolczyki, drogie zagraniczne wycieczki, prawdziwe futra, my
dostawaliśmy zabawki, ale nigdy miłości. - Tu zrobił głębszy oddech i przerwał
na chwilę, jakby wahał się czy to powiedzieć czy nie. - Z resztą ty nie
potrafisz jej okazywać. Nikomu. Jesteś zimna, jak lód.
Chwilę później kobieta wymierzyła mu
solidny policzek.
- Jak śmiesz tak do mnie mówić? Takim
tonem?
Nawet nie dotknął obolałego miejsca.
Stał dalej niewzruszony, jakby przyzwyczaił się już dawno, że ta najważniejsza
kobieta w jego życiu zadaje mu tylko i wyłącznie ból.
Demi zauważyła, że na twarzy kobiety nie
pojawił się smutek czy poczucie winy, a złość. Złość za to, że ktoś w końcu
wygarnął jej prawdę.
- Takim
samym tonem, mówiłaś do nas ty, pamiętasz? Ty i ojciec, jeśli oczywiście udało
mu się nas zauważyć.
Denise pobielały, a potem poczerwieniały
policzki. Żyłka na jej czole pulsowała niebezpiecznie, z każdą upływającą
sekundą co raz szybciej.
- Joe, przesadzasz...
Kevin chyba próbował załagodzić całą
sytuację, ale marnie mu to szło, boe Joe zupełnie go nie słuchał.
- Na wasze nieszczęście nie jesteśmy
potworami. Kev ma Dani, Maddie i teatr, Nick jest z Seleną, a ja jestem i będę
z Demi, choć byście mieli się do mnie nigdy więcej nie odezwać. Szczerze? Nie
zależy mi.
Kobieta odwróciła się w stronę swojego
najstarszego syna.
- Nic nie powiesz swojemu bratu?
Spytała, jakby oczekiwała od niego, że
będzie jej bronił z całych sił. Kevin nie odzywał się przez dłuższą chwilę.
- Przepraszam, ale nie mogę. Gdyby
zależało wam na szczęściu waszych dzieci, zaakceptowalibyście ich wybory i wspierali
ich w tym, zwłaszcza, że oni nie robią nic złego. Chcą być szczęśliwi. Ty też
byś mogła spróbować.
- W
takim razie nic tu po mnie.
Zaczęła kierować się stronę wyjścia po
raz ostatni obrzucając Demi chłodnym spojrzeniem.
- Zmarnujesz sobie życie, Joe, ale to
już nie moja sprawa. Dziwi mnie tylko, że twój brat ci w tym pomaga. Widocznie
również ma słabość do cierpiętnic i ofiar losu. To nasze ostatnie spotkanie.
- Mam nadzieję.
Odparł poważnie Joe, niewzruszony
słowami matki, choć Demi dobrze wiedziała, że w środku cały się trząsł.
Położyła mu dłoń na ramieniu, by dodać mu wsparcia. Sama nie wyobrażała sobie,
jak miałaby stracić kontakt z własną mamą. No ale od zawsze były blisko,
zwłaszcza od śmierci taty.
- Do widzenia.
Odwróciła się na pięcie i wyszła, a oni
usłyszeli jedynie huk zamykanych drzwi. W salonie nikt się nie odezwał. Joe
odsunął się od dziewczyny i podszedł do okna, obserwując jak matka wsiada do
samochodu. To samo zrobił Kevin. Chyba mieli nadzieję, że się odwróci, ale tak
się nie stało.
- I jak?
Dołączyła do nich Dani, a gdy zobaczyła
minę swojego męża wszystko stało się dla niej jasne.
- Przykro mi.
Przytuliła swojego męża, a on wzruszył
ramionami i postarał się uśmiechnąć. To była gorzka rozmowa i już nic nie
cofnie słów, które zostały wypowiedziane.
- Idę do Maddie.
Joe przerwał ciszę, ale jego głos był
tak obcy i szorstki, że Demi go nie poznawała. Jedynie imię małej powiedział
nieco cieplej. Chciała iść za nim, by go pocieszyć, bo tego teraz potrzebował,
ale Kev ją przed tym powstrzymał.
- Zostaw, gdy będzie chciał, sam po
ciebie przyjdzie.
*
Selena
stała na samym środku opustoszałego dziedzińca nerwowo rozglądając się wokół.
Wszyscy uczniowie, korzystając z wyjazdu integracyjnego profesorów pilnujących
porządku w kampusie, jak i w okolicach szkoły, postanowili spędzić czas na
całonocnych imprezach, jak najdalej od
tego starego zamczyska. Ona z Nickiem również postanowili wybrać się na
miasto, żeby trochę się rozluźnić, jednakże coś skutecznie pokrzyżowało jej
plan zakładający dobrą zabawę do rana, na domiar złego zaś jej chłopak spóźniał
się już prawie pięć minut. Po raz kolejny obróciła się wokół własnej osi,
próbując wypatrzeć Nicholasa wyłaniającego się z któregoś z korytarzy, jednak
na próżno. Zamknęła na chwilę oczy i wzięła głęboki oddech. W końcu zawsze był
spóźnialski. Swoją drogą opustoszały plac West High w godzinach wieczornych,
kiedy pozbawiony był wszelkiej obecności rozwrzeszczanych i zaaferowanych
swoimi przyziemnymi problemami nastolatków miał w sobie coś specjalnego.
Dochodziła dwudziesta pierwsza, mimo wszystko jednak, jak przystało na ostatni
tydzień maja, było całkiem ciepło. Na całe szczęście nie padało, a niebo będąc
prawie całkowicie bezchmurnym, ukazywało mleczną tarczę księżyca w całej swej
okazałości. Tak, zdecydowanie, to więzienie, zwane potocznie szkołą z
internatem, miało jednak trochę swoistego uroku.
Spojrzała po raz
kolejny w kierunku głównego budynku szkoły, którego cała północna ściana
pokryta była zielonymi pędami winorośli i mchem, tak bardzo normalnymi w tym przypadku.
Zegar umiejscowiony dokładnie nad
frontowymi drzwiami wskazywał dokładnie pięć minut do dwudziestej pierwszej,
dlatego w myślach odnotowała mu kolejne dwie minuty spóźnienia.
- Cześć skarbie.
Zaszedł ją od tyłu i delikatnie musnął jej
szyję. Jednocześnie poczuła jego dłonie obejmujące ją w talii. - Nawet nie
wiesz, jak nieziemsko dzisiaj wyglądasz...
Delikatnie rozluźniła
się i uśmiechnęła, słysząc ten komplement.
Miała na sobie zwiewną,
zieloną sukienkę przed kolano i delikatne sandałki na płaskim obcasie, co
zdecydowanie nie było w jej guście. Lubiła jednak od czasu do czasu poświęcić
się tylko po to, by zobaczyć te przyjemne iskierki w oczach Nicka.
- Dziękuję, ale to i
tak nie zmienia faktu, że się spóźniłeś. - Obdarowała go wzrokiem pełnym
dezaprobaty. - Znowu.
- Przepraszam, ale
musiałem upewnić się co do pewnej rzeczy. - Na samą myśl uśmiechał się, jak
głupi. Naprawdę nic lepszego nie mogło się zdarzyć w jego obecnej sytuacji. -
No i zdaje się, że...
- Że?
- Zdecydowanie mamy co świętować. - Złapał ją
za dłoń i pociągnął w stronę ogromnej żeliwnej bramy, będącej ostatnią obok
ogromnego kamiennego muru przeszkodą, dzielącą ich od Hinnersville.
- O czymś nie wiem? -
Zdecydowanie nie lubiła niespodzianek. Zazwyczaj kojarzyły jej się mało
pozytywnie. Uwielbiała być dobrze poinformowana i twardo stąpać po ziemi.
- Pamiętasz, jak
mówiłem, że chciałbym wreszcie na poważnie zająć się piłką?
- Tak... - Nie zupełnie
wiedziała, o co tym razem mu chodzi. Bo Nick właściwie ciągle mówił tylko i
wyłącznie o piłce. Odkąd pamiętała był niezwykle monotematyczny.
- Powoli zbliża się
koniec sezonu, a po ostatnim meczu w Brenton spotkałem się z łowcą talentów
jednego z pierwszoligowych klubów. - Już dawno nie widziała go tak
rozradowanego. Wyglądał co najmniej, jak sześciolatek po rozpakowaniu prezentu
gwiazdkowego.
- I co było dalej? - Zagadnęła
z połowicznym zainteresowaniem.
- Nie chciałem ci nic
mówić, bo jeszcze nie byłem tego pewien, ale właśnie przed chwilą dostałem
potwierdzenie. - Zatrzymali się na chwilę, a Nick obdarzył ją ogromnym
uśmiechem. Wydawać się mogło, że za chwilę zacznie skakać, jak maleńki
podekscytowany chłopczyk.
- Czego? - Była coraz
bardziej zainteresowana, jednak on, jak to miał w zwyczaju uwielbiał stopniować
napięcie, doprowadzając ją tym do szewskiej pasji.
- Od września będę grał w ich profesjonalnej
drużynie! - Prawie wykrzyknął, ściskając mocniej jej lewą dłoń. - Nie jest to
daleko, dlatego też póki co będę dojeżdżał na mecze i treningi, no ale
przynajmniej coś będę z tego miał. Może nie za wiele, ale jednak...
- To wspaniale! - Wspięła się na palce i pocałowała go w usta.
Naprawdę cieszyła się jego szczęściem. Tym bardziej, jeśli spełniał właśnie
swoje największe marzenie.
- Dlatego, zamierzam
zabrać teraz moją ukochaną dziewczynę na kolację do cholernie drogiej knajpy i
porządnie uczcić ten sukces. - Uśmiechnął się ciepło i po raz kolejny tego
wieczora splótł swe palce z jej, po czym pociągnął ją w tylko sobie znanym
kierunku.
- Nick...
- Chyba nie zamierzasz
mi się sprzeciwić? - Poruszał zabawnie
brwiami, jednak to wcale nie wywołało uśmiechu na twarzy jego dziewczyny. - Coś
się stało?
Przystanęli na chwilę w
pobliżu niewielkiej księgarni, znajdującej się przy samym końcu niewielkiej
uliczki, prowadzącej ku centrum. Na chodniku, tuż obok witryny stała drewniana
parkowa ławeczka pomalowana błękitną farbą. Selena bez większego zawahania
usiadła na niej i wzięła głęboki wdech.
- Myślę, że powinniśmy
poważnie porozmawiać.
- Sel. - Ukucnął tuż
przed nią, jednak nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem. - Proszę cię, odezwij
się wreszcie, bo zaczynam się bać...
- Naprawdę chcesz
wiedzieć? - To pytanie było zdecydowanie najmniej sensowną rzeczą, jaką mogła
powiedzieć w tej sytuacji, jednak zupełnie nie potrafiła zebrać się w sobie. Jakby
żadne z istniejących, znanych jej słów było bezużyteczne w tym przypadku.
- Przecież wiesz, że
powinniśmy sobie mówić o wszystkim...
- Wiem. - Miała zrobić to już wcześniej, kiedy
wszystkie emocje były świeże, ale nie znalazła właściwego momentu. - No bo
ja...
- Tak? - Widząc prawie
całkowicie bladą twarz Seleny spodziewał się dosłownie najgorszego, jednak
postanowił poczekać, aż w końcu odważy mu się powiedzieć o tej, jak uważała
bardzo ważnej sprawie.
- Nick, ja naprawdę
przepraszam. - Mówiąc to rozpłakała się jak małe dziecko. W końcu fazę złości i
wyparcia miała już za sobą. Gorzej jednak było jej pogodzić się z samym faktem,
który to całkowicie ją przytłaczał. -
Naprawdę.... bardzo cię przepraszam.
- Ale za co?
Próbowała choć na
chwilę się uspokoić, choć nie wychodziło jej to zupełnie. Nick jednak niestrudzenie
starał się przywrócić ją do porządku, delikatnie głaszcząc po kolanie i
czekając na dalszy ciąg wydarzeń. Widziała jak bardzo się przejął, co wzbudziło
w niej jeszcze większą salwę płaczu.
- Bo ja... - wychlipała
żałośnie. - Jestem z tobą w ciąży, Nick!
No, no rodzina Jonas znów się powiększy... :) Współczuję im takich rodziców.... Dobrze że pomimo tego wyrośli na normalnych ludzi i potrafią się im postawić..... Czekam na next!
OdpowiedzUsuńAle sie porobiło :O Fajnie że Joe "walczy" o to żeby być z Demi, ale współczuje im rodziców :c Nie spodziewałam się ciąży : o no nic, nie mogę się doczekać następnej notki! :)
OdpowiedzUsuńNo wspaniale. Matka zarzuciła Demi, że chce złapać Joe na dziecko, a to Selena jest w ciąży z Nickiem xd Weźcie wprowadźcie też innych bohaterów, bo mam wrażenie jakby było czterech głównych bohaterów i czterech drugoplanowych xd
OdpowiedzUsuńWow tylko tyle ciąża Sel jest dla mnie dużym zaskoczeniem , a Joe dobrze zrobił :D
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się tego że Sel będzie w ciąży ciekawe jak na to zareaguje Nick. Cieszę się z tego że Joe powiedział to swojej matce naprawdę wspólczuje im rodziców i szkoda mi Demi bo ona strasznie się tym przejmuje
OdpowiedzUsuńOmg. Zabije ich rodzicow. Psuja ich ten idealny swiat -.- prawie rozwalili im zwiazki. Ciekawi mnie ile joe wytrzyma jeszcze w celibacie xd Mam nadzieje ze demi nie bd go torturowac. A selena....uhuhu nickus bd mial nowe zajecie. Zostanie tatusiem ^^ nie moge sie doczekac nn *.*
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ciekawy. Wreszcie ktoś postawił się i wygarnął tej wstrętnej babie jaki z niej potwór. Fajnie, że Kevin stanął po stronie brata, a nie za "matką" (w cudzysłowie, bo prawdziwa mama chce dobra dzieci i cieszy się, jak są szczęśliwe, a nie rzuca kłody pod nogi). Zastanawia mnie tylko dlaczego Kevinowi nic nie truje o Dani i ją akceptuje. Wiem, że są po ślubie, ale chyba nie zmieniła nagle o niej zdania, a wcześniej jej nie lubiła. Ciąża Sel - bardzo interesujące, jak Nick do tego podejdzie - czy będzie ją wspierał, czy raczej będzie zły, że mu w karierze przeszkadza. Zapewne będzie musiał jakoś zarabiać, bo "mamusia" mu nie da na to dziecko, chyba, że na "zamknięcie" ust Seleny i usunięcie się jej z życia Nickolasa. Po ciąży Sel Demi na pewno nie zdecyduje się na jakiekolwiek bliższe kontakty z Joe. Będzie obawiała się powtórki. Ciekawe jak Joseph to zniesie. Czekam na nn. Pozdrawiam M&M
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńJestem tu nowa. Nie wiem, czy się ucieszysz, że masz nową czytelniczkę.
Trafiłam do Ciebie poprzez linki. Szukałam aktualnych blogów. A ponieważ zakończyłaś to opowiadanie wielkim znakiem zapytania, jestem prawie pewna, że ciąg dalszy będzie. Jeśli będziesz zainteresowana, dam Ci link do swojego. Opowiadanie świetne! Pozdrawiam!