sobota, 22 czerwca 2013

26. "No dobra, gołąbeczki, ocknijcie się, trzeba się ukłonić widzom".

 Cztery miesiące później...

Selena cicho weszła do męskiej szatni, upewniając się uprzednio, że nikogo w niej nie zastanie. Nikogo prócz młodszego Jonasa. Skryła się za budynkiem, obserwując, jak kolejni kumple z jego drużyny opuszczają pomieszczenie. Dobrze wiedziała, że będzie tam siedział jeszcze z pół godziny, bo zawsze wychodził ostatni. Zawsze tak robił.  Kiedy ostatni z jego kompanów zamknął za sobą drzwi, weszła do środka.
Miejsce nie różniło się niczym od tysięcy podobnych miejsc w innych szkołach średnich. Przy ścianach stały czerwone i niebieskie szafki, każda miała swojego właściciela. Na środku stały trzy duże, żółte ławki, a gdy weszła w głąb sali zobaczyła 5 kabin prysznicowych i z jednej z nich wyłonił się właśnie Nick. Zamarła, gdy zobaczyła go w samym ręczniku. Miała zamiar ostro mu wytłumaczyć, co myśli o jego treningach, ale zapomniała języka w buzi i zupełnie się zdekoncentrowała. 
- Hej, co ty tu robisz? - Podzedł do niej i pocałował ja w usta. Nie spodziewał się jej tutaj, bo nie znosiła wszystkiego, co z piłką nożną było związane. Jednak stała tutaj, zawstydzona jego widokiem, chociaż próbowała to zamaskować. Uśmiechnął się do siebie pod nosem. 
- O to samo mogłabym zapytać ciebie. - Oderwała się od niego, z trudem łapiąc oddech i wycelowała palcem w jego nagi tors. - Nick, miałeś na siebie uważać i odpoczywać, a nie ganiać po boisku za piłką.
- Nic mi już nie jest przecież. - Selena troszczyła się i martwiła o niego, jak jeszcze nigdy i doceniał to bardzo, a nawet się z tego cieszył, ale nie mógł już więcej nic nie robić. Miał w sobie tyle energii, że musiał ją jakoś spożytkować. Znał co prawda ciekawsze sposoby, ale na razie nie miał na co liczyć.
- W takim razie, nic tu po mnie. - Odsunęła się od niego i odwróciła na pięcie. Nie szanował swojego zdrowia, to ona nie będzie przy nim siedzieć. Skoro tak strasznie zależało mu na tej głupiej piłce, to niech tak będzie. Jej nic do tego. 
- Ała! - Złapał się za ramię, bo naprawdę go zabolało. Chyba rzeczywiście nie powinien się jeszcze przemęczać.
Jak na zawołanie wróciła do niego, przejęta i przerażona. Może się na niego wściekała, ale nie mogła go teraz samego zostawić.
- Co ci jest? Gdzie cię boli? - Podeszła do niego. Wskazał obolałe miejsce i zaczęła je masować. - Gdzie jeszcze? - Spytała, zdenerwowana. Zazwyczaj nie panikowała i zachowywała zimną krew, ale teraz nie potrafiła.
- Jeszcze tutaj. - Poprowadził jej dłoń na swoją klatkę piersiową, wykorzystując to, że się o niego martwiła, co było wredne z jego strony, ale nie mógł się powstrzymać, bo jej dotyk naprawdę działał cuda. - I tutaj... - Przesunął jej dłoń jeszcze niżej, tuż pod swój ręcznik, uśmiechając się przy tym znacząco. 
- Głupek! - Wyrwała mu rękę, rumieniąc się przy tym. Miała ochotę go walnąć, ale się powstrzymała.
- Będziesz się złościć na chorego? - Zrobił minę zbitego psa i przyciągnął ją bardzo blisko siebie. Bardzo, bardzo blisko. - Przecież tak nie można... - Wyszeptał jej do ucha.
- Już chyba nie jesteś tak strasznie chory...
- Jestem i to bardzo. - Przytulił się do niej, wdychając zapach jej włosów.
- Właśnie widzę... - Czemu nie potrafiła się na niego złościć? Tak byłoby o wiele prościej i łatwiej.
- Potrzebuję lekarstwa.
Spojrzała na niego pytająco.
Nie odpowiedział jej, tylko zatopił jej usta w swoich, jedną dłoń wplątując w jej długie włosy. Początowo zaskoczona taką reakcją, szybko zaczęła oddawać jego pocałunki, jeden za drugim.
- Zdecydowanie lepiej. - Oderwał się od niej na chwilę, by zaczerpnąć powietrza. Jeszcze jakiś czas temu nie wyobrażał sobie takiej sytuacji. Marzył o tym, ale bez powodzenia na ziszczenie swoich pragnień. A jednak działo się naprawdę.
Było jej tak dobrze. Tak cholernie przyjemnie. Była uzależniona od niego, wciąż chciała więcej. Kolana się pod nią uginały i czuła bicie własnego serca. Powinna się opanować, ale jej wyobraźnia działała teraz na zwiększonych obrotach. Zrobiło się jej gorąco na myśl, że jest już dość późno, wszyscy pewnie jedzą kolację, a oni są tu sami i nikt nie może im przerwać. Pragnęła to być tutaj, z nim, trzymana w jego silnych ramionach, bo wiedziała, że to jest właśnie to, ten moment, ta chwila, której, gdyby się nie wydarzyła, żałowałaby do końca życia. Tak bardzo go kochała.
Nie zastanawiając się dłużej, chwyciła jego twarz w obie dłonie, wprawiając go tym samym w zaskoczenie. Nie czekał dłużej i znów zetknął ich usta razem w namiętnym pocałunku. Przerwał pieszczotę, by złożyć kilka pocałunków na jej szyi, tak jak robił to dawniej.
Zadrżała, czując jego oddech na swojej skórze. Gładził jej ciało równomiernymi ruchami. Poruszyła się pod wpływem jego dotyku. 
Przysunęła się jeszcze bliżej niego, a on złapał ją za pośladki i podniósł do góry, tak by mogła objąć go nogami w pasie. Przycisnął ją do pobliskiej ściany, wtulając się w nią mocno, tak  jak o tym zawsze marzył. Wyglądali teraz, jak dwa idealnie pasujące do siebie fragmenty.
Wsunął lewą dłoń pomiędzy nią a ścianę i zetknął jej czoło ze swoim. 
Przylgnęła do niego jeszcze bardziej, dość brutalnie i zachłannie. Poczuła ciepło, bijące wprost z jego niespokojnej miednicy. Jego na wpół twardy członek drażnił jej uda. 
Poczuł, jak zaczęła rozplątywać jego ręcznik i po chwili zbędny materiał upadł na podłogę. Natychmiast jej dłonie powędrowały ku jego męskości, masując ją. Poprosił ją, by na chwilę przerwała masaż, a on spokojnie zdjął z niej bluzkę. Ona powróciła do przerwanej czynności, a on całował jej ramiona. Dotknął miejsca pod ramiączkiem stanika i delikatnie je zsunął, to samo czyniąc z drugim. Nie mógł się jednak bardzo skupić, bo płonął od jej dotyku. Przymknął oczy, by rozkoszować się tą chwilą i błagając by to nie był sen,  z którego zaraz się obudzi.
Jego pożądanie rosło, a napięcie stawało się coraz mocniejsze. Był jak wygłodniały wilk, niezaspokojony dążył do stanu spełnienia. Tęsknił za nią codziennie od nowa, myślał o niej bez przerwy, potrzebował jej nieustannie, a teraz miał ją nareszcie dla siebie. To był prawdziwy cud. Jego ukochana malarka stała przed nim na wpół rozebrana. Jego Selena, jego Sel, najwspanialsza, dzika i nieprzewidywalna, rumieniła się teraz mocno, gdy patrzył z podziwem na jej ciało. Patrzył  i nie mógł uwierzyć, że rozpina jej stanik, gdy jeszcze nie tak dawno traktowała go jak największego śmiecia. 
Ona nie przestawała go pieścić, a on stawał się co raz twardszy. Gdy poczuła jego ciepły oddech na swojej szyi , przymknęła oczy i dała się ponieść.
Chciał ją mieć dla siebie całą. W tym miejscu i w tej chwili, na wieczność, jeśli to możliwe.
Biały stanik zsunął się z jej zachwycających, jędrnych piersi, więc rzucił go gdzieś w kąt i zajął się jej spodniami, rozpinając je. Biały stanik zsunął się z jej zachwycających, jędrnych piersi, więc rzucił go gdzieś w kąt i zajął się jej spodniami, rozpinając je. Następnie wyciągnął jedną dłoń w kierunku jej dekoltu. Drugą  wplątał w jej gładkie włosy i przybliżył jej usta do swoich. Chwilę później ich języki tańczyły wspólnie. Jego palce dotykały jej sutków, najpierw delikatniej, później co raz bardziej zachłannie. Widział to. Jej oczy błyszczały.
Jęknęła cicho, a potem  głośniej i wyplątała się z jego objęć, by składać pocałunki na jego biodrach. Wzdychał głośno, ciesząc się pieszczotami, jakimi go obdarzała. Czuł co raz większe podniecenie. Wstrzymał na chwilę oddech, po czym drżącym ciałem nabrał dużo powietrza. Poczuł jej wilgotne wargi, muskające skórę tuż przy jego męskości. Spojrzał na nią z czułością, ale zarazem z pożądaniem. Sięgnął do jej twarzy, pogładził włosy i uśmiechnął się.
Prężył się pod jej dotykiem, aż w końcu z jego ust wydobył się głośny zachwyt. Ponownie pochwycił ją w swoje ramiona, ściągając z niej ostatnie części garderoby. Zaczął głaskać jej plecy, a następnie pośladki. Składał pocałunki na jej szyi, a ona zaciskała pięści na jego ramionach. Czuł, że jeszcze chwila i nie wytrzyma, ale chciał skończyć w niej.
Odsunęła się łagodnie, a w jej głowie kołatało się teraz milion myśli. Było jej tak dobrze, ale czy nie za bardzo się pospieszyli? W końcu nie dawno wrócili do siebie, nie wiedziała, jak to się między nimi ułoży, a już się przed nim rozbierała, ale kiedy Nick patrzył na nią z... uczuciem, rozsądek chował się gdzieś daleko, a ona chciała jedynie, by nie przestawał jej całować. Po raz kolejny przekonała się, że przy nim jest krucha i bezbronna.
Zdezorientowany czekał na jej dalszy krok, więc wsunęła dłoń w jego włosy, a drugą gładziła policzek. Rozpalonym spojrzeniem czekał na odpowiedź. Gładziła opuszkami palców cały jego tors, a później bok. Jej zwinne palce dotykały teraz zagłębienia pomiędzy biodrem a miednicą.
On swoimi dłońmi dotykał jej pośladków, przyciskając mocno do swojej miednicy.
Bezgłośnie błagał ją, by już...
Pocałowała go namiętnie i niemal jednym ruchem, przylgnęła do niego mocno, by mógł w nią wejść. Wplątał dłonie w jej włosy, odczuwając rozkosz, gdy jej biodra poruszały się raz w prawo raz w lewo.
Nie miał zamiaru jej puścić. Pragnął zostać z nią tak na zawsze. Tak mu było dobrze. Razem z nią.
Chciał więcej, mocniej, jakby wszystko, co do niej czuł miało wyrażać się w tym, co przeżywali teraz. Jakby gromadziło się przez ten czas, kiedy  nie było jej obok.
Przytuliła się do niego mocno, nigdy nie chcąc wypuszczać ze swoich objęć. Czuła jego męskość w sobie, ale wciąż chciała więcej i więcej. Oboje przyspieszali, prawie szalejąc. Oddychała płytko, prawie nie mogąc zaczerpnąć powietrza. Z trudem szeptała jego imię. Przylgnęła do niego jeszcze mocniej, choć to było prawie niemożliwe, bo przyspieszył jeszcze bardziej, a ona wiła się pod wpływem jego ruchów. Czuła, że to już, że się zbliża. I on też to czuł. Wiedziała o tym. Chwilę później zalała ich fala przyjemności.
Tego co się z nimi działo, nie byli w stanie pojąć rozumami. To przechodziło ponad wszystko czego do tej pory doświadczyli. Głośny jęk wyrwał się z jej gardła, ale nie była w stanie go opanować. Nick też dotarł na szczyt, dysząc ciężko i uśmiechając się błogo.
Trwali w tym uścisku jeszcze kilka długich chwil, bo żadne z nich nie chciało tego przerywać.

*

Demi wyjrzała za kurtynę i poczuła, jak całe śniadanie oraz obiad podjeżdżają jej do gardła. Na widowni zasiadało już co raz więcej osób, łącznie z jej mamą, państwem Jonas, Seleną i Nickiem. Ze zdenerwowania zaciskała pięści na swojej kremowej sukience, która dzięki zdolnościom krawieckim panny Gomez nie leżała na niej, jak wór i nie ciągnęła się za nią, sprawiając wrażenie za dużej i za długiej. W myślach cały czas powtarzała swoje kwestie i bała się, że gdy wyjdzie już na scenę, wszystko zapomni lub się pomyli, albo, co gorsza zemdleje z przerażenia. W nocy nie mogła spać, bo wciąż pojawiały jej się obrazy totalnej klęski, której będzie autorką. Przed oczami widziała, jak wszyscy się z niej śmieją i wytykają palcami. Stanęła przed lustrem, by poprawić jedną z wsuwek powpinanych w jej upięte loki, która boleśnie wpijała się w skórę jej głowy. Zauważyła też, że pomimo mocnego, jak na nią makijażu i tak była blada jak ściana. Westchnęła ciężko, patrząc na zegarek. Piętnaście minut dzieliło ją od klęski.
- Gotowa? - Joe podszedł do niej i objął od tyłu w pasie. Była tak zamyślona, że w pierwszej chwili przestraszyła się tego dotyku. Pokręciła przecząco głową. - Cały czas się boisz? - Przerabiali to przez ostatni tydzień. Dems wpadała w panikę, a on ją uspokajał, tłumaczył i prosił, by się nie denerwowała. Na próżno jednak, bo strach cały czas się utrzymywał, choć tekst znała na pamięć i mogła go recytować nawet przez sen.
- Jestem przerażona. Nie poradzę sobie. - Czuła, jak słowa więzną jej w gardle, a całe ciało przeszywają nieprzyjemne dreszcze. Mogła zrezygnować już dawno temu, na samym początku, nie miałaby teraz problemu, tylko siedziałaby spokojnie wraz z innymi widzami. No ale pewnie wtedy nie poznałaby Joe. Tak, to był jedyny plus całej tej sytuacji. Joe.
- Poradzisz sobie, tak jak radziłaś sobie wczoraj, przedwczoraj i przedwczoraj. Zaufaj mi. Wyczytał z jej odbicia w lustrze, że wcale nie poprawił jej nastawienia. Odwrócił ją twarzą do siebie i zmusił, by spojrzała mu w oczy. - Jesteś fantastyczna, uwierz w to wreszcie.
- Ale...
- Nie ma żadnego, ale... - przerwał jej stanowczo, jak zawsze, gdy za bardzo się nakręcała i wpadała w panikę. Chyba jednak zareagował za ostro, bo odsunęła się od niego przestraszona. - Po prostu wszystkie sceny mamy dokładnie przećwiczone.  -Przytulił ją i wyszeptał do ucha, wdychając zapach lakieru do włosów. - Ale myślę, że jedną musimy powtórzyć jeszcze kilka razy...
- Którą? - Znów ogarnął ją lęk. Czyżby o czymś zapomniała? Przelatywała w głowie wszystkie swoje kwestie i nie wiedziała o co mu chodzi.
Nie odpowiedział jej, tylko uśmiechnął się znacząco, objął mocno w pasie i pocałował ją. Jak zwykle zabrakło jej tchu i zakręciło jej się w głowie, przez co prawie zemdlała. Całowali się bez pośpiechu, delikatnie, jakby gdzieś obok nich zatrzymał się czas. Prawie zapomniała, że za chwilę ma wyjść na scenę. Było jej tak dobrze w ramionach Joe'go, nie chciała tego przerywać, on także nie, ale Kevin miał odmienne zdanie.
- Przepraszam, że przerywam, ale to chyba nie jest najlepszy moment na czułości, prawda? - Miał ochotę ich udusić. Było jeszcze tyle do zrobienia, a oni zachowywali się, jakby byli na randce! A to przecież teatr. Czuł, jak żyła na czole zaczyna mu niebezpiecznie pulsować. Demi cała się zaczerwieniła, a Joe jedynie prychnął, na co w odpowiedzi dostał scenariuszem po głowie.
- Odkąd został ojcem, chodzi strasznie nerwowy. - Skomentował zachowanie starszego brata, gdy ten odszedł krzyczeć na grupkę drugoplanowych aktorów i ich wymięte koszule. - A właśnie, kiedy pójdziemy znów odwiedzić Maddie? - Mógł się wkurzać na brata, ale jego małą córeczkę uwielbiał od momentu, w którym ją zobaczył po raz pierwszy. Zakochał się w niej, z resztą nie on jeden, bo Maddison Grace Jonas była oczkiem w głowie całej rodziny, ale oczywiście to jego lubiła najbardziej.
- Możemy jutro, jeśli chcesz.
Nie zdążył jej odpowiedzieć, bo Kevin krzyknął, że mają się już ustawiać na swoich miejscach, więc pocałował ją tylko przelotnie. I za chwilę zapanowała cisza.

*
Kurtyna opadła i Demi otworzyła oczy, wciąż tuląc się do Joe'go. To był już koniec. Czuła, jak wielki ciężar spada jej z serca i nareszcie mogła głęboko odetchnąć. Cieszyła się, że nie pomyliła żadnego słowa, nie zacięła się i nie zapomniała tekstu. Raz tylko zachwiała się i prawie upadła, ale raczej nikt tego nie zauważył. Joe otworzył oczy i pierwsze, co zrobił, to pocałował ją.
- Widzisz, nie było tak źle. - Uśmiechnął się do niej i ponownie pocałował. Teraz, gdy już było po wszystkim, będą mogli spędzać więcej czasu sami, z dala od innych.
- No dobra, gołąbeczki, ocknijcie się, trzeba się ukłonić widzom. - Kevin podszedł do nich całkiem spocony, ale z zadowoloną miną.
Kurtyna znów uniosła się do góry i zaczęli wychodzić, tak jak to ćwiczyli wcześniej. Najpierw wyszli aktorzy trzeciego i drugiego planu, a dopiero później oni. Joe złapał ją za dłoń i weszli znów na scenę, która teraz rozbrzmiewała brawami widzów. Ukłonili się, dziekując za przybycie, a w ich stronę poleciało kilka gwizdów. Joe domyślał się, że to jego kumple. Dawni kumple, którzy wyśmiewali to, co teraz robił. Nie przejmował się tym specjalnie, bo nie miał na to czasu. Bo teraz dołączyła do nich cała ekipa i kłaniali się wszyscy. Objęli się, a on musnął skroń Dems ustami. Później wyszedł Kevin i oni wszyscy powitali go oklaskami. A potem kurtyna znów opadła i znów schowali się w garderobie, gdzie wciąż panował chaos, bo emocje dalej były ogromne.
*
Przebrani i zmęczeni weszli już na salę, która zaczynała świecić pustkami. Joe zauważył swoich rodziców, którzy podeszli do nich. I chociaż do tej pory miał dobry humor to widok znudzonego ojca zepsuł mu go doszczętnie.
- Joe, skarbie, byłeś cudowny! - Matka ucałowała go w oba policzki, a właściwie w przestrzeń pomiędzy jej ustami, a jego policzkami. Przewrócił oczami, ale ona na szczęście tego nie zauważyła. - Naprawdę, jestem z ciebie bardzo dumna.
- Dzięki mamo, ale to zasługa Demi. - Objął dziewczynę ramieniem i przypomniał o niej, bo jego rodzice, jakby zdawali się nie zwracać na nią uwagi, a on nie mógł na to pozwolić.
- Ładnie wyglądałaś.
Demi podziękowała i odpowiedziała uśmiechem, chociaż widziała, że Denise Jonas patrzy na nią skrzywiona i nie jest do końca szczera.
- Możemy już wrócić do hotelu?
Pan Jonas ponaglił żonę, a Demi zauważyła, jak Joe się denerwuje, bo zacisnął pięść na jej ramieniu. Wbijał paznokcie w jej skórę.
- Tak, tak już idziemy.
Ponownie ucałowała syna w oba policzki, a w jej stronę rzuciła chłodne "do widzenia". Pan Jonas nie powiedział nic. Wiedziała, że Joe jest przygnębiony, dlatego nic nie mówiąc, prztuliła go. Głaskała go po plecach, a on przylgnął do niej z całą mocą.
- Demi! - Oderwała się od niego, widząc, jak jej matka zbliża się w ich stronę wraz z ojczymem i Alexem, który spał na jej rękach. Przez rodziców Joe'go zapomniała o własnej rodzinie.
- Cześć mamo! - Przytuliła się do kobiety i do braciszka, który nawet się nie poruszył. To właśnie z jego wizyty cieszyła się najbardziej. Tęskniła za nim przez cały czas pobytu w szkole i nie mogła się doczekać, kiedy znowu go zobaczy. Urósł od września tak bardzo, że nie mogła się temu nadziwić. Ona pewnie też się zmieniła. - Jake. - Zwróciła się do mężczyzny, stojącego obok. On uśmiechnął się do niej i otaksował ją spojrzeniem. Przeraziła się. Od zawsze trochę się go bała i czuła się źle w jego obecności, teraz też tak było.
- Demi, wyglądasz niezwykle... kobieco.
Joe miał ochotę przywalić temu zboczeńcowi, który ślinił się na widok Dems. Prawie wywalił jęzor, patrząc na nią. Widział, że jej też się to nie podobało, więc objął ją ramieniem.
- To raczej niestosowny komplement, jak dla szesnastoletniej pasierbicy, nie uważa pan?
Demi zauważyła, że Jake ma zamiar coś odpowiedzie i wiedziała, że Joe nie pozostanie mu dłużny i tak może dojść do czegoś groźnego. Musiała zmienić temat.
- Mamo, to jest Joe.
- Och, miło mi cię poznać, Joe. - Uśmiechnęła się do niego i podała mu rękę. - Demi dużo mi o tobie mówiła... Właściwie cały czas o tobie opowiada, kiedy rozmawiamy przez telefon.
- Mamo! - Poczuła, że się rumieni. Zauważyła też, że chłopak uśmiecha się pod nosem.
- Mam nadzieję, że same dobre rzeczy.
- Oczywiście, że tak, opowiadała o tobie w samych superlatywach.
- Mamo! - Teraz to jej policzki przybrały już odcień szkarłatu.
- No dobrze, już nic nie będę mówić, ale mam nadzieję, że pamiętasz o jutrzejszym obiedzie? Ty Joe, też oczywiście jesteś zaproszony.
Prawdę mówiąc przypomniała sobie o tym dopiero teraz. Mieli jutro odwiedzić Maddie, ale obiad z mamą i Alexem był dla niej najważniejszy.
- My będziemy się już zbierać, więc do jutra. - Uścisnęła córkę na pożegnanie. - Przystojniak z niego. - Wyszeptała jej do ucha. - Do widzenia, Joe.
- Do widzenia.
*
- Nie podoba mi się ten Jake... - Szli w stronę sypialni Demi, kiedy Joe odezwał się po raz pierwszy. - Nie podoba mi się, jak się do ciebie zwracał ani, jak na ciebie patrzył. - Miał szczerą ochotę mu dokopać. Nie obchodziło go to, że facet mamy Dems. Skoro kobieta nie widziała problemu, to on musiał coś z tym zrobić. - Czy on... kiedyś ci coś zrobił? - Nie chciał, ale nie mógł się powstrzymać, by nie zadać jej tego pytania.
- Nie! On tylko, no wiesz, tak dziwnie na mnie patrzył i gadał straszne głupoty, ale nigdy mnie nie dotknął. - Odpowiedziała cicho, czując zawstydzenie. - Nie lubię go, ale toleruję ze względu na mamę i Alexa.
- Palant. - Wymamrotał, Joe. Najpierw wkurzył go ojciec, później ten zboczeniec. I nawet obecność Demi nie poprawiała mu nastroju. Po prostu nie mógł zapomnieć o tym obleśnym facecie, gapiącym się na jego dziewczynę.
- Proszę cię, przestań już. - Doszli już pod drzwi jej pokoju. - Pogłaskała go po policzku, a on ją pocałował. Trwaliby w tym stanie jeszcze dłużej, ale Demi nauczona doświadczeniem, wiedziała, że Allie będzie nie długo patrolować korytarze, więc oderwała się od niego. Jęknął niezadowolony, uśmiechnęła się przepraszająco. - Mieliśmy jutro iść do Maddie, ale moja mama zaprosiła nas na ten obiad, więc może odwiedzisz ją sam, a ja sama spotkam się z nią. - Wiedziała, jak Joe'mu zależało na tym spotkaniu z siostrzenicą i nie chciała mu tego odbierać.
- Nie, pójdziemy tam razem, po obiedzie z twoją mamą. - Nie miał zamiaru zostawiać jej samej, nie w towarzystwie tego idioty. - Mam już sobie iść? - Spytał po chwili ciszy. Przytaknęła, więc westchnął i pocałował ją na pożegnanie. - Dobranoc.
Czekała aż zniknął za zakrętem i dopiero wtedy otworzyła drzwi. Nie przestąpiła jednak progu, bo nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Selena była z Nickiem. Na szczęście nie zauważyli jej, zbyt pochłonięci sobą. Cała czerwona, zamknęła cicho drzwi i z powrotem wyszła na korytarz. Oparła się o ścianę i zaczęła zastanawiać, co powinna teraz zrobić.

Chyba doskonale wiesz.

8 komentarzy:

  1. rozdział ekstra *.* trochę zboczony trochę słodki <3 nie czytałam ostatniego więc muszę odrobić sobie haha :) powinnam najpierw tamten, a teraz ten ale whatevs xo

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj coś czuję że Joe ucieszy się z wizyty... Rozdział jest świetny ;) Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. super rozdział, czekamy na nn :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Awww.. .. oni sa tacy slodcy *.* tylko wkurzaja mnie rodzice jonasow ze nie akceptuja Demi ;\
    Rozdzial jak zawsze super <3 \@Wikaaaax3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział cudny :) taki słodki ale wiesz ja musze tego bloga od nowa przeczytac xd. Zapomnialam fabuły als to nic :D nie mg sie doczekac nn :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny rozdział już nie mogę się doczekać nn

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jest świetny. Dobrze, że Nick i Sel, no cóż że tak dobrze jest między nimi. Ten opis ich "przygody w szatni" to po prostu nie mam słów. Demi i Joe - no jestem zachwycona, że tak się on o nią troszczy i dba. Wkurzają mnie rodzice Jonasów, ale i matka Demi, że nie zwraca uwagi ojczymowi na niestosowne zachowanie wobec Dee. Rozdział świetny. Czekam na nn. Pozdrawiam M&M

    OdpowiedzUsuń
  8. Musze to powiedzieć ten rozdział jest BOSKII. A to zdarzenie z Nickiem i Sel świetnie opisałaś :). Po prostu pozazdrościć talentu. Teraz niech Demi idzie do Joe plis. :**. Szkoda że we wakacje nie dodajecie 2 rozdziałów miesięcznie

    OdpowiedzUsuń