Hej... - Joe otworzył
oczy i spojrzał na Demi. Kiedy w nocy przebudził się i zobaczył ją śpiącą w
jego łóżku, myślał, że śni. Nawet to, że przykrywał ją kołdrą i całował w
czoło, wydawało mu się marzeniem sennym. Jednak nie był to sen, ona leżała obok
niego, uśmiechając się nieśmiało i kurczowo ściskając kołdrę, pomimo że była
całkowicie ubrana. No cóż, w jego snach najczęściej wyglądało to inaczej...
- Cześć... - Czuła się
strasznie niezręcznie, gdy tak na nią patrzył. Nie miała zamiaru tu spać, ale
była tak zmęczona, że zasnęła bez uprzedniego pomyślenia, gdzie się znajduje. I
zauważyła też, że po raz pierwszy od bardzo dawna nie miała koszmarów. Obudziła
się wypoczęta i spokojna. I zażenowana też.
- Jak ci się spało? -
Zapytał, opierając się na łokciu. Odgarnął jej włosy z policzka i pocałował
lekko w usta.
- Dobrze... naprawdę,
ale muszę już iść...
Wstała szybko, a on za
nią. Przyciągnął ją blisko siebie i przytulił, wdychając zapach jej włosów.
- Joe... - Wymruczała
cicho, starając się być stanowcza, ale przy nim nigdy nie wychodziło jej to za
dobrze.
- Słucham? - Udał, że
nie wie o co jej chodzi i znów ją pocałował. Tym razem, jednak dłużej,
przeciągając chwilę aż oderwą się ponownie od siebie.
- Wiesz, że muszę już
iść... - Oderwała się od niego, co, jak zauważyła, przyjął z żalem.
- Jeszcze chwila. -
Spojrzała na niego z powątpiewaniem. - Naprawdę, obiecuję ci, że cię odprowadzę
do pokoju.
*
Dotrzymał danego słowa
i pół godziny później szli już korytarzami West High, trzymając się za ręce.
Mijało ich kilka osób i każda dziwiła się tym widokiem. W tych momentach Demi
próbowała mu się wyrwać, ale wtedy przytulał ją mocniej. Chciał wszystkim
pokazać, jak bardzo jest szczęśliwy. Nie obchodziły go szepty za plecami,
plotki, które teraz pewnie się zaczną, liczyła się tylko Demi. Jego Demi. Jego
śliczna, drobniutka Demi, która teraz szła ramię w ramię z nim, zamyślona, tak
jak zawsze. Uwielbiał, kochał ją i szalał za nią, jak za żadną inną dziewczyną
wcześniej.
Doszli w końcu pod
drzwi jej pokoju i zanim puścił ją do środka, złożył na jej ustach namiętny
pocałunek, od którego im obojgu zakręciło się w głowach.
Czekał na nią, gdy Selena wyszła z sypialni. Wyglądała
koszmarnie, rozczochrana, niewyspana i zapłakana. Swoją drogą nie spodziewał
się po niej takiej reakcji. Podobno nienawidziła Nicka, a przeżywała jego
wypadek najmocniej ze wszystkich. Zawsze była pokręcona.
- Hej... - Przywitał
się z nią, kiedy obdarzyła go jednym z tych swoich chłodnych spojrzeń, w którym
było teraz więcej bólu niż lodu.
- Cześć, wróciłam do
szkoły tylko na chwilę, żeby się przebrać. - Potrzebowała mu się wytłumaczyć,
bo czuła się strasznie winna, że opuściła szpital i zostawiła Nicka na pastwę
jego okropnych rodziców. Bo tylko ona wiedziała, czego potrzebował najbardziej.
Nie histeryzującej matki i ojca próbującego wsadzić do więzienia wszystkich
dookoła.
- W porządku. - Nie za
bardzo wiedział, co jeszcze ma jej powiedzieć. - Też wybieramy się z Demi do
szpitala. Może pójdziesz z nami?
- Nie, nie ja już idę.
- Nie chciała patrzeć, jak się migdalą i szczerze mówiąc, wolała być sama. - Na
razie!
Nie zdążył jej
odpowiedzieć, bo zniknęła za rogiem korytarza.
*
Nareszcie dotarli do
szpitala, gdzie oczywiście wszyscy już byli.
- Joe, twoja mama ma
rację, nie powinno mnie tu być... - Ostatnio pani Jonas powiedziała jej, że nie
ma tu czego szukać, bo nie jest nikim z rodziny. I miała rację. Demi nawet nie
znała Nicka za dobrze. Przychodziła tu ze względu na Joe'go, by podtrzymać go na duchu.
- Powinnaś i nie myśl o
tym, co ci powiedziała, a jak zrobi to jeszcze raz, to się tym zajmę. - Objął
ją ramieniem i uśmiechnął się do niej pocieszająco. - No już, Demi, nie
przejmuj się moją matką.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale,
jesteśmy tu razem i koniec tematu.
Wypowiedział to takim
tonem, że skapitulowała. Podeszli do Kevina i Seleny, która teraz przypominała
już żywą śmierć. Denise Jonas spojrzała i na nią i na Demi z pogardą w oczach.
Czarnowłosa nie zareagowała i nic sobie z tego nie zrobiła. Demi natomiast
schowała się za Joe, a on mocniej ścisnął jej dłoń. Nie mogła nic na to
poradzić, ale ta kobieta przerażała ją. Było w niej coś strasznego.
Podszedł do nich
lekarz, Demi zauważyła, że Selena wstrzymała oddech, a Joe zbladł.
- Chciałem państwa
poinformować, że pacjent się obudził i możecie do niego na chwilę wejść.
Selena oparła się o
Kevina i wypuściła ze świstem powietrze. Jednak to reakcja Joe'go była
najbardziej zaskakująca. Złapał jej twarz w swoje dłonie i pocałował tak
namiętnie, jak jeszcze nigdy. Nie zważając na to, gdzie się znajdują, wplątała
palce w jego włosy i oddawała każdy pocałunek z ogromną siłą. Wirowało jej w
głowie, a w brzuchu tańczyło stado motyli. Gdy wreszcie się od siebie oderwali,
oboje mieli problem, by zaczerpnąć oddech. Joe uśmiechał się triumfalnie. Nie
była pewna czy to dlatego, że Nick się już obudził czy z powodu tego, co się
przed chwilą stało, za to widziała po minach jego rodziców, a szczególnie
matki, że nie pochwalają takiego zachowania. Znów chciała się gdzieś schować,
ale Joe przytulił ją mocno i jeszcze raz pocałował.
- Dziękuję. - Wyszeptał
jej do ucha, bo to właśnie ona była przy nim przez cały ten trudny czas, gdy
nie było wiadomo, co będzie dalej z jego młodszym bratem. Pocieszała,
wspierała, milczała, gdy tego potrzebował, po prostu była.
- Ale za co? - Spytała
zaskoczona, czując na sobie mordercze spojrzenie pani Jonas. Jednak tym razem
ją zignorowała.
- Za wszystko. Za to,
że jesteś. - Ponownie ją pocałował. - No a teraz chodźmy już. - Splótł ich
palce razem
Wszyscy weszli do sali,
w której leżał Nick. Pani Jonas podbiegła do niego cała we łzach i zaczęła go
ściskać, czym, jak zauważyła Demi, wprawiła go w zakłopotanie. Pan Jonas stał
natomiast z surową miną, od czasu do czasu, komentując przestarzały sprzęt
szpitalny. Kevin nie umiał ukryć ulgi i radości, jaka go ogarnęła, Selena
próbowała udać, że jej tu nie ma i usiadła na krześle pod ścianą, ale widać
było wyraźnie, że się cieszy, bo zniknął grymas z jej twarzy. A Joe
najzwyczajniej w świecie całował jej włosy. Chciała się nawet od niego,
odsunąć, bo nie ona była tu najważniejsza, ale skutecznie jej to uniemożliwiał.
*
Nicky z trudem poprawił
się na niewygodnym szpitalnym łóżku, w duchu przeklinając własną głupotę. Bo
właściwie nie wiedział, dlaczego zachciało mu się zabawiać w swojego starszego
brata i urządzać sceny rodem z dramatów Szekspira na samym środku ruchliwej
ulicy Hinnersville. W takich momentach jak ten właśnie, nikt nie musiał wyzywać
go od idiotów - głównie dlatego, że doskonale o tym wiedział. Jednak nawet
połamane żebra, złamana noga i poobijana głowa nie były tak irytujące, jak to,
co działo się wokół niego. Ledwo zdążył się obudzić, a wszyscy zachowywali się
jak chorzy psychicznie. Rodzicie bez przerwy koczowali przy jego łóżku, ciągle
pytając czy wszystko w porządku, Selena siedziała w jak najdalszym kącie sali,
nie odzywając się nawet słowem, a Joe -
no cóż, zajęty był bardziej Demi niż jego stanem zdrowia. Ten fakt był
co najmniej zadziwiający, bo o ile pamiętał, to nie tak dawno Lovato uciekała
od niego jak najdalej się dało. Na tę chwilę jednak bardzo mu to odpowiadało,
choć czuł się trochę dziwnie widząc, jak wiele go ominęło.
- Nie, mamo, nie chce
mi się pić. - Odpowiedział lekko poirytowany. Naprawdę chciał chociaż chwili
świętego spokoju, aby móc wreszcie porozmawiać z Seleną. Jednak nie było to
takie proste. Najpierw musiał pozbyć się całej tej gromady ze swojej sali, a to
zdecydowanie nie było najprostszym zadaniem.
- Na pewno? - Tym razem
ojciec postanowił ciągnąć temat, zaczęty przez rodzicielkę.
- Tak.
- A może chcesz coś do
zjedzenia, bo wyglądasz bardzo blado. -
Jego matka z prawdziwie zatroskaną miną pochylała się właśnie nad jego
łóżkiem i poprawiała poduszkę, a on miał ochotę się zastrzelić. Nie był małym
dzieckiem, ale nie chciał też sprawić jej przykrości, dlatego nie skomentował
tego. - Na ulicy za rogiem widziałam cukiernię, na pewno mają coś dobrego.
- Mamo...
- To już nie mogę się
tobą zaopiekować? - Spojrzała na niego z
czystym zawodem, dokładnie takim, jakim zawsze wywoływała u niego wyrzuty
sumienia. Pięknie.
- Jestem już dużym
chłopcem i potrafię o siebie zadbać. -
Starał się, by zabrzmiało to jak najbardziej delikatnie, jednak sądząc
po minie matki, nie udało mu się to zbytnio. - To naprawdę dobry szpital i
jestem pewien, że nie zagłodzą mnie tutaj na śmierć.
- Ale...
- Naprawdę mamo,
poradzę sobie. - Przerwał jej w pół
zdania i postanowił sam poprawić się na łóżku, czego skutkiem był jedynie
grymas bólu wywołany przez połamane żebra. Tego nie przewidział.
- Nicholas, przecież
wiesz, że matka chce twojego dobra, a w twoim stanie ktoś musi się tobą zająć.
- Tym razem swoje mądrości zaczął prawić ojciec. Nienawidził tego
protekcjonalnego tonu z całego serca. Jak zwykle interesował się nim tylko
wtedy, kiedy miał na to ochotę. Pieprzony tatuś.
Z trudem trzyał język
za zębami, wiedząc, że jeżeli odezwie się choćby półsłowem, to po raz kolejny
rozpocznie kłótnię z ojcem, a dzisiaj nie miał na to najmniejszej ochoty. Nawet
jeżeli miał mu sporo niemiłych rzeczy do powiedzenia, to zdecydowanie nie było
to najlepsze miejsce na pranie rodzinnych brudów. Po za tym nie chciał robić
przykrości matce. Z niemą prośbą spojrzał na Kevina, aby ten uratował coraz
bardziej ciężką atmosferę. W tym momencie
nic więcej jednak mu nie pozostało. Ale tak naprawdę jedyną osobą, która teraz go interesowała, była ta blada, drobna
brunetka siedząca najdalej tego zamieszania.
- Mamo, tato, młody ma
rację. Przecież nic mu się nie stanie, jeśli pojedziecie do nas i chociaż
trochę odpoczniecie. - Podszedł do matki, po czym objął ją ramieniem. Widział
jak bardzo Nick chciał porozmawiać z
Seleną.
- Ale przecież dopiero
się obudził, nie powinien teraz siedzieć sam...
- Na pewno nie będzie
sam. Joe z nim zostanie. - Szybko wymyślił na poczekaniu, nie wspominając nawet
imienia Seleny, ani Dems, bo wtedy nie ruszyłaby się stąd nawet na krok.
- Nie po to
przejechaliśmy pół kraju, żeby teraz tak po prostu sobie iść.
- Tato, przecież
wrócimy tutaj później, kiedy już coś zjecie i trochę odpoczniecie. - Widział, że
ojcu jest to całkowicie obojętne, natomiast matka nie wyglądała na zbytnio
przekonaną, dlatego był zmsuzony użyć najsolidniejszego argumentu. - Z resztą
Dani naprawdę chciała się z wami zobaczyć.
- No nie wiem...
- Mamo, przecież wiesz,
że kobietom w ciąży się nie odmawia. - Uśmiechnął się widząc, iż osiągnął
zamierzony cel.
Chwilę później matka
ubrana w swój odświętny płaszcz z nienormalną wręcz czułością żegnała
rozradowanego obrotem spraw Nicholasa, natomiast ojciec stał niewzruszony w
progu sali, czekając na koniec tego przedstawienia. Kevin również z
niecierpliwością przyglądał się z boku całej sytuacji. Nie umknął mu również
fakt, że jeszcze zanim wyszli, Denise zmierzyła Selenę i Demi nieprzyjemnym
spojrzeniem, po raz kolejny dzisiejszego dnia. Swoją drogą nie rozumiał,
dlaczego tak bardzo nie lubiła dziewczyn. O ile Selena była dość specyficzna i
trudna do polubienia, to w końcu Demi naprawdę była fantastyczną dziewczyną.
Ale nie zamierzał teraz zaczynać tematu. Pięć minut nadszarpniętej cierpliwości
później jakimś cudem udało mu się wyprowadzić matkę z pomieszczenia, w którym
zostali jedynie Nick, Selena, Demi i Joe.
Starszy z Jonasów nie
był idiotą i doskonale wiedział, czemu jego kochany braciszek nie chciał, żeby
rodzice siedzieli przy nim. Tym powodem była Selena. Wpatrywał się w nią takim
wzrokiem, jakby nikt inny nie istniał. Ona z resztą też nie pozostawała mu
dłużna, choć ukrywała to o wiele lepiej od niego. Spojrzał więc na Demi. Ona
też to widziała i rozumiała.
- Idziemy się przejść...
- Zaczął po chwili, łapiąc Demi za rękę i zauważając, że Nick odetchnął z ulgą.
Zaśmiał się pod nosem. - Na
razie!
Nick podziękował w duchu swojemu bratu. To o czym
marzył, odkąd cała rodzina weszła do sali, w kórej leżał, wreszcie się
spełniło. Zostali sami. Próbował się podciągnąć, by usiąść, ale znów syknął z
bólu. Chciał zawyć, ale to by chyba nie świadczyło o nim dobrze.
Chociaż prawie umierał, to miało to też pozytywny
skutek. Selena zbliżyła się do niego.
- Źle się czujesz? - Spytała, bardzo się o niego
martwiąc. Nie chciała, by coś mu się stało jeszcze, by cierpiał. - Mam zawołać
lekarza?
- Nie, nic mi nie jest. - Skłamał, udając twardszego
niż był w rzeczywistości. - Selena, przepraszam... Wiem, że mnie nienawidzisz i
uważasz za skończonego dupka, ale musisz mnie teraz wysłuchać, proszę cię...
Zraniłem cię, ale zmieniłem się i...
- Nie nienawidzę cię. - Przerwała mu, po raz pierwszy
od bardzo dawna, patrząc w oczy. Te ciepłe, brązowe źrenice, które tak
uwielbiała i za którymi tak tęskniła. - Złość na ciebie już dawno mi przeszła,
ale sama przed sobą nie chciałam się do tego przyznać. Znasz mnie, jestem
uparta... - Pogładziła dłonią pościel na jego łóżku. - A gdy zobaczyłam cię z
tą czerwonowłosą wiedźmą, myślałam, że umrę i byłam wściekła, że tak szybko się
pocieszyłeś...
- Jennifer, ona nic dla
mnie nie znaczyła. - Bo tak było. Miała posłużyć za plaster na ranę. Bardzo
nieudany plaster z resztą, przez kóry mógł zostać nastoletnim ojcem, do czego
na szczęście nie doszło. - Nie to, co ty, ale gdy widziałem, jak spotykasz się
z z tym idiotą Dylanem, jak odprowadza cię do pokoju, jak łazi za tobą...
Miałem ochotę go rozwalić, bo wiedziałem, że cię skrzywdzi. I nie pomyliłem
się, bo zrobiłby to, gdybym wtedy was nie znalazł.
- Powinnam była ci za
to podziękować, ale wolałam unieść się dumą i przywalić ci w twarz, bo nie
chciałam być ci nic winna.
- Nie musisz mi za nic
dziękować, nie dlatego to zrobiłem. Po prostu nie zniósłbym, gdyby coś ci się
stało.
- Ja też nie zniosłabym
gdyby coś ci się stało, a najgorsze jest, że uświadomiłam sobie to dopiero
teraz, gdy trafiłeś do szpitala. Pomyślałam sobie, że bez ciebie... że nie
przeżyję, gdy ty... - Rozpłakała się, chociaż unikała tego przez ostatnich
kilka miesięcy, zwłaszcza przy nim, ale nie mogła już dłużej ukrywać swoich
prawdziwych uczuć.
- Ciii, nie płacz już,
bo nic mi przecież nie jest. - Jej łzy to było coś czego nie chciał oglądać
najbardziej. Cieszył się, że martwiła się o niego, ale znów przez niego
płakała. - No, proszę cię, nie długo stąd przecież wyjdę. - Pogłaskał ją po
dłoni, by się uspokoiła. Najchętniej wziąłby ją teraz w ramiona i nigdy nie
wypuszczał.
- Obiecujesz? -
Spytała, zachowując się jak mała dziewczynka, ale musiała usłyszeć to od niego,
że wszystko będzie dobrze i opuści wreszcie ten cholerny szpital, w pełni sił.
- Tak, ale teraz chyba
powinnaś wrócić do szkoły, odpocząć i przespać się. - Nie chciał się z nią
rozstawać, ale ledwo stała na nogach i była tak strasznie blada i jeszcze
chudsza niż wcześniej, prawie topiła się w za dużej bluzie.
- Nie ma mowy i nawet
mnie o to nie proś. - Odparła mu stanowczo. Co z tego, że się obudził, jak i
tak nie miała zaufania do kogokolwiek innego niż siebie samej, że najlepiej się
nim zajmie, bo najlepiej ze wszystkich go zna.
- To... połóż się obok
mnie. - Nie był pewien czy dobrze robi, proponując jej to, dopiero, gdy
zakopali topór wojenny, a sytuacja między nimi nie była tak do końca jasna, ale
tak bardzo chciał mieć ją przy sobie, że musiał to powiedzieć.
Ku jego zaskoczeniu nie
odpowiedziała nic, tylko zrobiła to, o co poprosił. Oparła głowę na jego
ramieniu, a on w duchu zaklął z bólu, a jednocześnie miał ochotę skoczyć pod
sam sufit ze szczęścia, które go rozpierało. Zamiast tego, poszedł w jej ślady
i też zamknął oczy. Żadne znieczulenie
nie było mu teraz potrzebne.
Awwwwwww <3 Jaki cudny rozdział *_* Taki słodki i wgl jdhksajhfkjlsdhg. Super że z Nickiem wszystko ok i , że się pogodził z Sel , a co do Jemi ^ ^ to ajkfdhskfjlhsdjklghagjkh te momenty z nimi to czytałam z takim wyszczerzem na twarzy , że aż moja mama się mnie zapytała do kogo ja sie tak szczerzę xd. Świetny rozdział , na serio < 3 Już się nie mogę doczekać nn :D
OdpowiedzUsuńTo oni są razem czy nieee? ;o Tyle się całują, zachowują sie jak para, a Ty nawet nie raczyłaś dać odpowiedzi na to pytanie! No Moniśkaaa jak tak można! ;c Wgl to Cię kocham, wiesz? Nick pogodził się z Seleną <3 Zaczyna być słodkooo *-*
OdpowiedzUsuńTa ich matka jest dziwnaaa, a ojciec to skurwiel! -,-' Jak oni mogą ich tak traktować!? ;c To zułeee! ;p Pisz szybciutko kolejny rozdzialik! <3
Selcia<3
Awww! Boski rozdział ;) Nie ogarniam ich rodziców... Cieszę się że Nick i Sel się pogodzili a Joe niech poprosi Demi o chodzenia czy coś! Czekam na next!
OdpowiedzUsuńFajny ten rozdział, taki milutki i optymistyczny, a tego w sumie potrzebujemy. Cieszę się, że Nick się obudził i że Selena zrozumiała wreszcie co czuje do Nicka. Co do Jemi, to czemu ich tak mało. Mnie ciągle jest ich mało. Czy ta sielanka zwiastuje koniec historii, czy będą dalej inne wątki z nimi? Tylko nie wolno popsuć ich relacji (ani jednych, ani drugich)!!!! Ma być tak milutko, proszę. Żartuję, ale lubię fajne historie z fajnym zakończeniem. Oczywiście nie namawiam na koniec bloga, tylko na nowe pomysły. Czekam na nn. Pozdrawiam M&M
OdpowiedzUsuńświetny a ten ich ojciec jest do dupy ;O a ich matka grr...
OdpowiedzUsuńale nick jest z sEl i
dEm z Joe :) :*
Świetny rozdział fajnie że tak potoczyła się akcja i mam nadzieję że mama chłopaków polubi Demi i Selene
OdpowiedzUsuń