środa, 17 kwietnia 2013

24. "Chciałem zobaczyć co u ciebie, ale widzę, że masz lepsze towarzystwo..."



Selena siedziała pod ścianą z podkulonymi nogami, wpatrując się nieustannie w jeden punkt. Głowę miała opartą na kolanach, wyraz twarzy zupełnie nieodgadniony i chociaż była już okropnie zmęczona, to nie dawała po sobie tego poznać. Nienawidziła szpitali. Ostatni raz była w takim okropnym miejscu, kiedy miała siedem lat, po tym omijała go szerokim łukiem.  Wszystko co tylko było z nim bezpośrednio związane przyprawiało ją o ciarki na całym ciele. Tak samo było i tym razem, jednak dzisiaj nie miała zamiaru się stąd ruszać. Musiała czuwać, mimo że było to całkowicie bezsensowne, bo nie zanosiło się na znaczną poprawę jego stanu zdrowia. Prawdę powiedziawszy, nawet lekarze nie potrafili ocenić, kiedy może odzyskać przytomność. A ona z każdą kolejną sekundą spędzoną na sterylnie czystej podłodze wpadała w coraz większe wyrzuty sumienia. Przed oczami cały czas miała obrazy z wypadku. Srebrne auto, pisk opon, a później tłum gapiów zbierających się wokół nieprzytomnego Nicka. Zupełnie jak w jakimś pieprzonym filmie sensacyjnym, których z resztą nienawidziła oglądać. Jeżeli z tego nie wyjdzie, to nigdy sobie tego nie wybaczy. W końcu wszystko było jej winą. Bo gdyby nie jej cholerna głupota, to nic by mu się nie stało. Ale jak zwykle musiała być upartą idiotką. Uparty osioł…
- Selena, jedź do domu i prześpij się chociaż kilka godzin. -  Na wprost niej wyrosła postać zmartwionego Kevina. Stary dobry K2,  jak zwykle starał się troszczyć o wszystko i o wszystkich. Nieważne, że cała sytuacja mocno go zdołowała, za wszelką cenę  zachowywał  przyjazną atmosferę, a co pół godziny dzwonił do Danielle, która w każdej chwili mogła wylądować na porodówce. To było całkowicie w jego stylu.
- Nigdzie się stąd nie ruszę! - Była uparta jak osioł. Zdecydowanie odepchnęła dłoń Kevina i założyła ręce na piersi. - Nic mi nie jest. Nie jestem obłożnie chora, ani nie potrzebuje specjalnego traktowania.
- Jesteś pewna?
- Tak. - Zapewniła go szybko, bez cienia wątpliwości. Nie wyobrażała sobie, że będzie gdziekolwiek indziej, kiedy Nick się obudzi. Bo na pewno to zrobi. - Naprawdę, Kev. Wszystko jest w porządku…
- To może chociaż przyniosę ci kawy? - Zapytał zrezygnowany. Był naprawdę naiwny, myśląc, że Selena tak po prostu przystanie na jego prośbę. W końcu ona zawsze musiała postawić na swoim.
- Jeśli  to nie kłopot.
- Żaden.
Na jego widocznie zmęczonej twarzy przez chwilę mignął cień uśmiechu. Szybko jednak zebrał się z krzesła naprzeciw niej, by po chwili zniknąć jej z pola widzenia za zakrętem korytarza. Po kilkudziesięciu sekundach wrócił, niosąc w dłoniach dwa kubki z czarnym parującym płynem. Jeden z nich podał Gomez, sam zaś siadł tym razem obok niej, pod ścianą. Kątem oka obserwował jak upija łyk, a jej rysy twarzy rozluźniają się na chwile. Nie odezwał się nawet słowem, wiedząc, że jeżeli zaistnieje takowa potrzeba, to dziewczyna sama zacznie rozmowę. A on był cierpliwym człowiekiem. Oparł głowę o zimną, pomalowaną zieloną olejną farbą ścianę i przymknął oczy, powoli sącząc kawę z papierowego kubka. Miał naprawdę dość całej tej chorej sytuacji. Nie dość, że  Nick leżał tam na sali nieprzytomny, a do tego solidnie połamany, to jeszcze rodzice wariowali, tocząc wojny ze wszystkimi na około. Już trzykrotnie musiał przepraszać lekarza prowadzącego jego brata za skandaliczne zachowanie ojca, który groził konsekwencjami sądowymi za każdą najmniejszą głupotę. Nie wspominając już o matce cały czas krytykującej i obrażającej pielęgniarki, Selenę i Demi.  Wszyscy zachowywali irracjonalnie, a on powoli zaczynał tracić siły. Doskonale zdawał sobie sprawę, że długo nie pociągnie bez snu jedynie na kofeinie, ale ta chociaż na chwilę zwalczała skutki jego potwornego zmęczenia.
- A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? - Zaczęła po dłuższej chwili, nie mogąc znieść tej  okropnie męczącej ciszy. Oczekiwała z jego strony pytania o szczegóły dotyczące jej ostatniej wypowiedzi, jednak ona nie nadeszła. Kevin tylko spojrzał w jej kierunku zachęcająco. - Jestem skończoną idiotką, pieprzoną egoistką, niewdzięcznicą, a do tego to jeszcze wszystko tylko i wyłącznie moja wina.
- Przestań gadać głupoty.  - Odpowiedział ostro, może trochę za bardzo, bo Selena obdarzyła go mocno zdziwionym spojrzeniem. Uspokoił się momentalnie.-  Nikt nie mógł przewidzieć tego co się stało i nie jest to na pewno twoja wina.
- Moja!
- Uspokój się, Sel. - Wiedział, że nie będzie tym zbytnio zadowolona, ale objął ją opiekuńczo ramieniem. Co dziwne nawet na sekundę nie za protestowała, tylko wtuliła się, wypłakując morze łez w jego ulubioną koszulę. Kevin nigdy nie widział jej w takim stanie. - Wszystko będzie dobrze. Nick jest silnym facetem i na pewno z tego wyjdzie.
- A co jeśli nie? On tak bardzo się starał. Zmienił się i chciał to pokazać. A ja miałam go gdzieś. To przecież przeze mnie wyszedł na tą pieprzoną ulicę. - Szlochała cały czas wtulając się mocno w bezpieczne ramiona Kevina.
Nie obchodziło ją teraz, że kilka metrów dalej siedzą rodzice Jonasów, którzy szczerze jej nienawidzili i obwiniali o wszystko to, co się stało, ani że przechodzące pielęgniarki patrzą się na nich dziwnie. Musiała wreszcie powiedzieć wszystko, co leżało jej na sercu. A Kevin był najlepszą osobą do takich zwierzeń.
- Nie myśl już o tym, bo czasu nie cofniesz. Musisz wierzyć, że wszystko skończy się pozytywnie. - Głaskał ją po głowie, jednak ona wcale się nie uspakajała, a wręcz przeciwnie. -Wszystko się jakoś ułoży.
- Tego nie możesz wiedzieć.  - Wyszeptała cicho i rozpłakała się jeszcze głośniej. Starała się nawet przez chwilę o tym nie myśleć, jednak cały czas widmo czarnych scenariuszy krążyło jej po głowie. - Do tego jeszcze twoja matka mnie nienawidzi.
- Mogę i wiem. - Powiedział pewny. Bo  nie mogło być inaczej, a bynajmniej cały czas tak sobie powtarzał. - Mamą się nie przejmuj, zawsze byłą dosyć… ekscentryczna. A teraz uspokój się i idź do łazienki doprowadzić się do stanu używalności. - Delikatnie odsunął ją od siebie, obdarzając ciepłym uśmiechem. Wyglądała naprawdę fatalnie z rozmazanym makijażem, fryzurą w nieładzie oraz z workami pod oczami.
- Ale po co?
- Bo jakby teraz Nick cię zobaczył, to z pewnością zszedłby na zawał. - Pierwszy raz od ponad trzech dni roześmiał się naprawdę szczerze, a ona tylko uderzyła go w ramię, udając naburmuszoną. Na całe szczęście udało mu się osiągnąć zamierzony efekt, a bynajmniej na chwilę.
Jeszcze przez moment obserwował jak Selena znika za rogiem z zamiarem doprowadzenia się do normalnego stanu. Później pozbierał się z zimnej szpitalnej podłogi po czym wyszedł na zewnątrz i wybrał numer Danielle, aby sprawdzić, czy aby na pewno wszystko z nią w porządku. Z nią i z ich maleństwem, które lada moment miało pojawić się na świecie. Miał tylko nadzieję, że poczeka jeszcze chwilę, aż sytuacja z Nickiem chociaż trochę się ustabilizuje.
Niestety nie my sami, a życie, często podejmuje za nas decyzje.
  


Demi od początku uważała, że to zły pomysł. Jednak Joe tak bardzo nalegał, a ona nie chciała robić mu więcej przykrości, bo w ciągu tego tygodnia przeżył już bardzo wiele, więc się zgodziła. Nie mógł i nie powinien być teraz sam ze swoimi myślami. Siedziała więc w jego sypialni i czytała mu podręcznik od historii, bo w poniedziałek pisał test semestralny, którego nie mógł zawalić. Poprosił ją o to, bo podobno najlepiej zapamiętywał ze słuchu. Jeśli nawet tak było, to na pewno nie dzisiaj. Wzrok miał rozbiegany, nie potrafił się skupić i dobrze wiedziała, że jego myśli krążą gdzieś bardzo daleko. Zapewne przy szpitalnej sali, w której leżał Nick. 
- Zróbmy sobie przerwę. - Powiedziała, zamykając książkę, będąc w połowie rozdziału o wojnie secesyjnej. Nie zaprotestował. Spojrzał na telefon i zmienił pozycję z siedzącej na leżącą.
- Gdyby coś się działo, z pewnością by cię poinformowali. - Starała się go pocieszyć, ale marnie jej to szło. To były tylko słowa. Puste, jałowe i nic nieznaczące dla kogoś, kto przechodził coś takiego. 
Nic jej nie odpowiedział, tylko ponownie chwycił za telefon i wybrał czyjś numer. Zapewne matki. Nie pomyliła się. Wczoraj było podobnie. Krążył po pokoju cały w nerwach, gdy kobieta próbowała mu coś tłumaczyć. Szybko się rozłączył, usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. Nie musiał nic mówić. Pewnie usłyszał to samo, co przez kilka ostatnich dni: bez zmian. Przybliżyła się do niego i położyła głowę na jego ramieniu. 
- Demi, ja już tak dłużej nie wytrzymam! - Wybuchnął nagle, bo złość i rozpacz, które gromadziły się w nim już tak długo, w końcu wylały się z niego z ogromną siłą. - Ile jeszcze mamy czekać?! Codziennie to samo! Jedno wielkie nic! Mam tego dość! - Poderwał się na nogi, a ona razem z nim. Nic nie mówiła, nie próbowała go uciszyć. Podeszła i przytuliła go. Miał ochotę rozpłakać się, jak dziecko, ale zamiast tego, wtulił twarz w jej włosy. Stali tak, nie wiedział ile, ale równie dobrze mogło trwać to wiecznie. Zapomniał już, że przed tym wszystkim, rozmawiali w parku i prawie doszli do porozumienia. Gdyby nie to, być może, dzisiaj zabrałby ją na randkę, zamiast zmuszać, by patrzyła na jego doły. - Dziękuję. - Wyszeptał jej do ucha. Chwycił ją za dłoń i po raz pierwszy od niepamiętnego czasu, uśmiechnął się. 
- Może odpuśćmy sobie tą naukę dziś? Może masz na coś ochotę? - Chciała by choć na chwilę oderwał się od problemów.  Splotła jego palce ze swoimi i uśmiechnęła się nieśmiało. Ostatnio zbliżyli się do siebie. Właściwie to spędzali razem większość czasu. Na przerwach, w jadalni, w czasie prób, które nie szły im, pomimo profesjonalizmu Kevina. Jedyne chwile, kiedy zostawiała go samego to te, w których pocieszała odchodzącą od zmysłów Selenę. Tak bardzo była zawieszona pomiędzy tą dwójką, że nie pamiętała o sobie. Nie miała o to pretensji. Selenę lubiła, a Joe... Z nim mogła dzielić wszystko. Nawet te gorsze momenty. 
- Mam... - Spojrzał na jej malinowe wargi i zapragnął ją pocałować. Nachylił się ku niej i musnął jej usta swoimi. Nie wyrwała mu się, co więcej, ścisnęła mocniej jego dłonie. To był dobry znak.   A później spróbował jeszcze raz. I jeszcze. I jeszcze jeden. A później wpił się w jej usta mocniej, bardziej zdecydowanie. Przyciągnął ją bliżej siebie i zamknął w swoich ramionach.
Demi czuła, jak milion motyli wylatuje z jej brzucha. Serce biło, jej tak szybko, że myślała, że zaraz wyskoczy z piersi. W głowie jej szumiało z nadmiaru emocji, gdy Joe całował ją bez opamiętania. Wszystko stało się teraz nie ważne. Działo się gdzieś w innym świecie, obok niej. Przesunął jedną dłoń na jej talię, a drugą wplótł  jej włosy. Całował kilka innych dziewczyn przed nią, ale to, co teraz się z nim działo, było nie do pomyślenia. Zapomniał o bólu,  o tej beznadziejnej sytuacji, w której się znajdował. Wszystko to za sprawą tej drobnej szatynki, która zawładnęła jego sercem, jak jakaś potężna siła. Przerwał pocałunek, by oboje mogli zaczerpnąć powietrze. Zauważył, że się rumieniła, gdy patrzył na nią z zawadiackim uśmiechem.
- Może jednak powinniśmy wrócić do nauki... 
Wyślizgnęła się z jego objęć, a właściwie próbowała to zrobić, bo jej na to nie pozwolił. Była szczęśliwa, ale i przestraszona. Zdecydowanie było dla niej za szybko. Zwłaszcza, że prawie nic sobie nie wyjaśnili.
- Boisz się mnie? - Spytał poważnie, w myślach wyzywając się od dupków. Powinien trochę przystosować, ale smak jej ust odbierał mu zdolność racjonalnego myślenia. Cieszył się, że nie uciekła, jak to miała w zwyczaju. 
- Nie, to nie tak... ja... to znaczy... - plątała się w odpowiedzi, nie patrząc na niego i skubiąc rękaw swetra. Czuła się, jak idiotka. I właściwie to nią była. 
- Boisz się. - Sam sobie odpowiedział. - Posłuchaj... - złapał ją za podbródek i zmusił, by spojrzała mu w oczy. - Nigdy nie zrobię nic wbrew tobie... - Nie przekonała ją ta deklaracja, więc postanowił działać. - Przeszkadza ci to? - Pogłaskał kciukiem wnętrze jej dłoni. Zaprzeczyła. - A może to? - Odgarnął kosmyk włosów przyklejający się do jej policzka. Zaprzeczyła. - Lub to? - Pocałował ją w policzek. Zaprzeczyła.- A to? - Ucałował ją w nos. Zaprzeczyła. - A to? - Musnął delikatnie jej usta. Zaprzeczyła. - No więc pewnie to... - Wyszeptał, łącząc ich wargi na dłużej.  Nie przerwała. 
Zrobił to Kevin, który wszedł do pokoju bez pukania. Zmęczenie i stres z ostatnich kilku dni spowodowały, że nie był w stanie skomentować tego w jakikolwiek sposób. Chrząknął znacząco i poczekał aż para się od siebie odklei. Nie trwało to dłużej niż kilka sekund, a odskoczyli od siebie, jak oparzeni. Nikły uśmiech pojawił się na jego ustach, gdy zobaczył zaczerwienione policzki Demi i cielęcy wzrok swojego brata. To była jedyna miła rzecz, która wydarzyła się w ciągu ostatnich dni. Zauważył też, że dziewczyna chciała uciec, ale Joe ją przytrzymał. 
- Chciałem zobaczyć co u ciebie, ale widzę, że masz lepsze towarzystwo... - Przerwał na chwilę, widząc ich zakłopotanie. 
- Demi pomaga mi w nauce. - To było chyba najgłupsze tłumaczenie, jakie kiedykolwiek wymyślił. Jednak nie było go stać na nic więcej, gdyż cały czas myślał o tym, co działo się przed chwilą. 
- Właśnie widzę... - nie chciał ich męczyć bardziej, więc postanowił się wycofać. Z resztą i tak spieszył się do Dani. - No nic, nie będę wam przeszkadzać...
- I tak już miałam wyjść. - Wyswobodziła się z uścisku Joe'go i skierowała do drzwi. Było jej strasznie wstyd przed Kevinem, tego, co sobie o niej pomyśli. Było już późno, a ona przebywała w pokoju chłopaka, z którym na dodatek się całowała. Czuła, że gdy stąd nie wyjdzie, to zakopie się pod ziemię. 
- O nie, teraz nie możesz, Marymount urządził sobie wieczorny patrol, który potrwa - tu spojrzał na zegarek - jeszcze, co najmniej godzinę, więc musisz tu zostać. - Panika wymalowana na jej twarzy była rozbrajająca. - No nic, idę już. Na razie!
Kiedy się za nim zamknęły, zapanowała cisza. Demi wpatrywała się w swoje buty, czerwona, jak cegła. W tym momencie wolała być w swojej sypialni lub gdziekolwiek indziej niż tutaj. 
- Wstydzisz się mnie? - Myślał, że wszystko już dobrze, a przynajmniej taką miał nadzieję, ale pomylił się. - Odpowiesz mi? Demi? - Jej milczenie było gorsze niż wszystko inne. Zakryła się za włosami, a on zaklął po cichu. 
- To nie tak... to znaczy... ja... bo... 
Jak zwykle się plątała w odpowiedzi, a jego cierpliwość już była u granic wytrzymałości. Bo sam nie wiedział już co robić, a ona mu tego nie ułatwiała. Przecież się starał. 
- W porządku, rozumiem. - Zły, puścił ją i zrezygnowany usiadł na łóżku. Zaczął przeglądać podręcznik od historii, nie patrząc na nią. Może trochę go poniosło, ale w końcu miał do tego prawo. Usiadła obok niego, ale nie odwrócił się nawet na chwilę. Czekał na jej ruch. 
- Joe... nie bądź na mnie zły. - Wyszeptała, łapiąc go za ramię. Ostatnie czego chciała to, żeby się na nią obraził. Jednak wiedziała, że to jej wina. Zachowywała się, jak idiotka. Najpierw się przed nim otwierała, później uciekała przerażona. To z pewnością nie było normalne. 
- Nie jestem zły. - Już mu przeszło, bo w jakiś dziwny, zupełnie pokręcony sposób nie potrafił się na nią gniewać. - Tylko nie wiem, co mam zrobić by cię do siebie przekonać.
 - Nic nie musisz robić.- Dotknęła jego dłoni, tak jak on to robił, by ją uspokoić. Wzięła dwa głębsze wdechy i pewnym siebie oraz zdecydowanym głosem, powiedziała: - Już mnie przekonałeś... - I pocałowała go czule, obejmując za kark.
- Coś chyba za słabo cię przekonałem. - Odpowiedział jej, udając smutek, kiedy oderwała się od niego. Cholernie się cieszył. Ta chwila dała mu porządnego kopa i nawet uwierzył, że będzie dobrze. Z Nickiem, z ojcem. I z nią. 
- Joe... - Teraz to dopiero czuła się zażenowana. Na dodatek kręciło jej się w głowie i trzęsły się ręce. 
- Żartuję, przecież. - Ucałował jej drobny nosek i przytulił do siebie. - No, ale może naprawdę wróćmy do nauki. - Spojrzał na opasłe tomisko, walające się teraz po podłodze. Tak strasznie tego nie chciał, ale jeszcze bardziej nie chciał zostać udupionym przez tą okropną babę. 
- Masz rację. - Otworzyła podręcznik, a on położył się na łóżku, z rękoma pod głową. Zaczęła czytać w miejscu, w którym skończyła ostatnio. Doczytała o ostatniej bitwie wojny secesyjnej i dopiero wtedy zauważyła, że zasnął. Po cichu odłożyła książkę i wstała z łóżka. Otworzyła drzwi, ale usłyszała czyjeś kroki na korytarzu, więc wolała nie ryzykować i nie ruszyła się z sypialni. Nie miała też serca budzić śpiącego chłopaka, więc jedyne co jej pozostało to powrócić na miejsce, które uprzednio zajmowała i przeczekać. Tyle tylko, że z każdą chwilą jej powieki robiły się co raz cięższe i ogarniała ją ogromna senność. Jakaś nie znana siła, ciągnęła ją w kierunku miękkiej poduszki. Nie walczyła z nią. Położyła się i chwilę później spała błogo, wsuwając swoją dłoń, w dłoń Joe'go.

6 komentarzy:

  1. Rozdział świetny ;) Cieszę się że Joe i Demi się do siebie zbliżyli. No i że Selena w końcu zrozumiała że Nick się stara i się znienił... mam nadzieję że z nim wszytko będzie w porządku... Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział już nie mogę się doczekać następnego mam nadzieje że Joe będzie z Demi

    OdpowiedzUsuń
  3. to chyba Wasz najlepszy rozdział! martwię się tylko jednym... Sel pogodzi się z Nickiem i da mu kolejną szanse, Joe będzie z Demi... więc zbliża się koniec :(
    czekam na kolejny !
    jeżeli informujecie o nowych rozdziałach to proszę, informujcie mnie na twitterze @musia91

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział przeczytałam już w zeszłym tygodniu, ale nie miałam czasu na komentarz, więc teraz się muszę poprawić i nadrobić zaległości. Świetny jest ten rozdział, dużo się dzieje, tylko czemu Nick się nie budzi?! Demi i Joe - może wreszcie będą razem a może ta końcówka oznacza, że już są. No nic czekam na nn. I proszę obudzić Nicka. Pozdrawiam M&M

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na kolejny a Nick musi się obudzi. Joe + Dem = łóżko heheh <3

    OdpowiedzUsuń
  6. szkoda ze nie ma 2 rozdziałów miesiecznie ;{

    OdpowiedzUsuń