Dylan może i niezbyt lubił szlajanie się z Seleną
bez bliżej określonego powodu, jednak przez cały dzisiejszy dzień dawał się
ciągać po każdym najmniejszym zakamarku Hinnersville w poszukiwaniu idealnego
widoku, oddającego charakter jej nowej pracy. Na szczęście udało mu się znieść
cały dzień niezmiernych tortur, co bardzo go cieszyło. Wiedział, że Selena nie
jest zbyt towarzyską istotą, dlatego dzierżył ogromną satysfakcję, z faktu, że
udało mu się zaskarbić jej zaufanie. Jak na razie stopniowo, krok po kroku,
przechodził do kolejnych punktów założonego planu. Właściwie dziwił się, że jak
do tej pory nie natrafił na żadną większą przeszkodę w osiągnięciu swojego
celu. Nawet pieprzony Jonas nie był wstanie wpłynąć na jej postępowanie, co z
resztą bardzo go cieszyło. Stali właśnie z Seleną pod drzwiami jej pokoju,
żegnając się po całym męczącym dniu. Bez problemu na twarzy przywołał fałszywy
uśmieszek, raz po raz rzucając w jej stronę pojedyncze komplementy, na które
zawsze podrywał laski. Na jego szczęście, Gomez, tak jak wszystkie inne
panienki, bardzo chętnie upajała się słodkimi słówkami i deklaracjami
kierowanymi do jej osoby. Nie spodziewał się nawet, że uda mu się to tak
szybko, zważywszy na jej opinię krążącą nieubłaganie pośród całej szkolnej
ekipy frajerów z West High.
- Do zobaczenia Sel. - Przysunął się do niej i
pocałował w policzek, wiedząc, że nie może zbytnio się zapędzać. Obchodzenie
się z Seleną było jak zabawa z jajkiem. Mimo wszystko nie lubił przegrywać,
dlatego spokojnie wykonywał kolejny punkt planu, bez zbędnych szaleństw i
niepotrzebnych gestów. Był zbyt daleko by ją teraz spłoszyć. Wiedział, że to,
do czego dążył jest już i tak bardzo blisko. - Zdzwonimy się jutro. - Ruszył
szybkim krokiem w stronę wyjścia z budynku.
- Dylan?
- Hmmm? - Odwrócił się na chwilę nie więcej, niż
dziesięć metrów dalej i zlustrował ją wzrokiem.
- Miło było cię widzieć. - Dostrzegł na jej twarzy
coś na kształt uśmiechu i był pewien, że obiecane dwieście dolców ma już w
kieszeni. W myślach widział już zszokowane miny kumpli, kiedy powie im, że
zaliczył największą wariatkę i jednocześnie byłą kapitana drużyny tych
wschodnich patałachów. Nie pierwszą i nie
ostatnią.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Po raz ostatni dzisiejszego popołudnia rzucił
jej jeden z beznadziejnie sztucznych uśmiechów i czym prędzej odwrócił się w
przeciwnym kierunku. Żwawym krokiem udało mu się bez żadnych przeszkód opuścić
budynek, po czym skierował się ku głównej bramie, gdzie zapewne czekali na
niego chłopaki. Uśmiechnął się w ich kierunku widząc ich z oddali. Szybkim
krokiem pokonał dzielące ich niecałe dwieście metrów i przywitał się z każdym
osobno.
- Jak tam nasza cnotka się miewa? - Odezwał się jako
pierwszy Asher, wzbudzając salwę śmiechu pośród pozostałych.
- Nie najgorzej.
- Czyli mała Gomez dalej jest oporna na twoje
wdzięki. - Tym razem głos zabrał Chris, ostentacyjnie klepiąc go po ramieniu.
Jednak nie zamierzał tłumaczyć im wielu szczegółów.
- Tego nie powiedziałem.
- Ale jednak jej nie przeleciałeś. - Wszyscy
wokół zaczęli się śmiać, ale on i tak był pewien wygranej.- Chyba wyszedłeś z
wprawy, stary.
- Wręcz przeciwnie.
- No to kiedy wreszcie zaliczysz tą wariatkę i
kopniesz w dupę jak wszystkie poprzednie? -Zapytał jak zwykle ciekawski Chris,
opierając się o maskę srebrnego mercedesa, którego dostał od swoich starych na
ostatnie urodziny.
- Wszystko w swoim czasie.
- Jak załatwisz to w ciągu tygodnia, dostaniesz dwie
stówy ekstra. - Asher popatrzył na niego z pytającą miną. - Umowa
stoi?
Bez słowa i z ogromnym, pewnym siebie uśmiechem
podał rękę kumplowi, bez żadnych wątpliwości wiedząc, że nie mają szans z nim
wygrać.
- W takim razie szykujcie kasę, bo to będzie łatwa i
szybka wygrana. - Mimo, że te dodatkowe dwieście dolców nie było mu potrzebne,
a uwiedzenie naiwnej Seleny było dla niego przyjemnością, to bardzo lubił
wygrywać. Niezależnie o co grał.
- Koniec pieprzenia o tej beznadziejnej laluni. -
Prawie wykrzyczał porządnie wstawiony już Thomas. - Jedziemy się zabawić!
- Brawo Tom, czasami jednak potrafisz trzeźwo
myśleć.
- I to po procentach. - Dodał zadowolony
Dylan, czując ogromną ulgę ze zmiany tematu.
Wszyscy bez wyjątków wybuchli śmiechem patrząc
na zdezorientowanego kolegę, jednak posłusznie zajęli miejsca w samochodzie i
ruszyli w kierunku centrum. Czekała ich cała noc niezłej zabawy, podczas ich
cotygodniowego rekonesansu po wszystkich klubach nocnych w okolicy. Dylan
zdecydowanie najbardziej z nich potrzebował chwili relaksu, po spędzeniu całego
dnia z tą popieprzoną wariatką. Lubił zaliczać panienki, ale tylko te, które mu
się podobały. Selena zdecydowanie nie była jedną z tych dziewczyn, z długimi
nogami, blond włosami i niezłymi cyckami. Była przeciętna, a on nie znosił
takich lasek. No ale jednak poświęcił się dla dobra drużyny, no i może trochę
po to by zrobić na złość temu idiocie, Jonasowi. Ale w końcu sam się o to
prosił, a on z chęcią dopisze nazwisko Gomez do swojej listy łóżkowych
podbojów. Nikt nie zadziera z Dylanem
Cooperem.
Joe ze zdziwieniem i niemałym podziwem patrzył na
Demi. Nigdy nie widział jej tak szalonej i uśmiechniętej, jak teraz. Fakt,
słabo się znali i widywali najczęściej w czasie prób lub przerw między lekcjami,
pomijając oczywiście ten wieczór u Kevina i Dani, ale i tak był zaskoczony.
Nigdy nie spodziewał się, że tak spokojna osoba może krzyczeć tak głośno i to
tak niecenzuralne słowa. Cieszył się, że wybrali się razem na ten koncert,
chociaż na co dzień słuchał lżejszej muzyki. Jednaj widok Demi skaczącej prawie
pod sam sufit wynagradzał mu wszystko. Dziewczyna wywijała włosami, kręciła
biodrami i wymachiwała rękami w rytm piosenki, namawiającej do sprzeciwiania
się wszystkim i wszystkiemu, co próbuje nas ograniczać. W pewnym momencie sam
dał się porwać i szaleć wiedziony jej zachęcającym spojrzeniem, choć
wcześniej wydawało mu się, że tak ostre brzmienie jest nie dla niego. A już tym
bardziej dla osoby, którą peszył jego wzrok. Pozory mylą.
Zespół skończyć grać ostatni bis, a wokalista
pożegnał się z publicznością, mówiąc że było świetnie i obiecując, że jeszcze
na pewno tu wrócą. Tłum zaczął wylewać się z sali, wciąż głośny od pozytywnej
dawki energii, którą został zaszczepiony. Złapał Demi za rękę, by nie zgubić
jej gdzieś pośród tylu ludzi. Wyszli na zewnątrz i chłodne, przyjemne powietrze
uderzyło ich w twarz. Spojrzał na nią. Jej oczy radośnie błyszczały, a z twarzy
nie schodził uśmiech. Rzadko ją taką widział. Właściwie to nigdy. Wciąż
kurczowo trzymała jego dłoń, splatając ich palce razem. Dopiero po chwili
spostrzegła się, co robi i z wielkim zakłopotaniem wyrwała mu się, a
rumieńce spowodowane gorącem i emocjami powiększyły się. Nie spodziewał się
niczego innego.
- Chyba nie za dobrze się bawiłeś. – Przez cały
koncert obserwowała go kątem oka. Wyglądał na znudzonego i być może złego. Jej
towarzystwo na pewno nie było szczytem jego marzeń na wolny wieczór. No cóż,
ale sam chciał z nią przyjść. Co więcej, sam ją zaprosił. Jako koleżankę…
- Nie! Było naprawdę super. – Zaprzeczył zgodnie z
prawdą. Jej towarzystwo, nie ważne czy milczeli, mieli akurat próbę czy
wspólnie uczyli się chemii lub szli na koncert, zawsze było kojące i sprawiało,
że czuł się dużo lepiej. W odpowiedzi uśmiechnęła się do niego, chyba nie
bardzo mu wierząc.
- Czasem chciałabym być tak odważna, jak oni. –
Stanęli gdzieś pod drzewem, bardzo blisko siebie. Jedyne co Joe dostrzegał to
jej usta. Śliczne malinowe wargi, które teraz kusiły go bardziej niż
kiedykolwiek. – Zrobić coś szalonego, co do mnie nie pasuje. Chociaż na chwilę
się zapomnieć.
Joe nie czekał dłużej i podszedł jeszcze bliżej
niej, objął ją silnymi ramionami w pasie. Demi czuła od niego cudowną mieszankę
potu, perfum i kawy.
- Joe, co ty…? – Spytała, wystraszona i lekko
podniecona w oczekiwaniu na to co miało się za chwilę wydarzyć.
- Pomagam ci żyć chwilą. – Wyszeptał, a jego oddech
połaskotał ją w ucho. Przechylił na bok głowę, a Demi przymknęła oczy.
Gdyby miała trochę rozsądku oderwałaby się od niego
i uciekła do szkoły. Gdyby miała trochę rozsądku przerwałaby to w momencie, gdy
jego usta czule pieściły jej. Ale tego nie zrobiła. Założyła mu tylko ręce na
szyje i wplotła palce w jego włosy. Bo wiedziała, że pragnie Joe’go. Że pragnie
jego ust. Żarliwie oddała mu pocałunek.
Co zrobisz jutro, księżniczko?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz