Selena siedziała na swoim łóżku i z całych sił
starała się zająć czym innym, niż myśleniem na temat ostatnich mało przyjemnych
dla niej zdarzeń. Mimo wszystko, nieważne co robiła, wszystko wracało ze
zdwojoną siłą. Myślała, że może zaufać Dylanowi, a on po prostu chciał ją
wykorzystać. Zupełnie nie wiedziała, dlaczego przyciąga do siebie samych
idiotów. W końcu nie po raz pierwszy stała się ofiarą takiego beznadziejnego
idioty. Była naiwna. Cholernie. A do tego za każdym razem los dawał jej coraz
bardziej w kość. Dosłownie kochała swoje szczęście. Siedziała po turecku,
plecami oparta o ścianę. Na kolanach trzymała szkicownik i już od blisko
piętnastu minut starała się stworzyć coś znośnego. Wylewała wszystkie
pokłady złości i żalu na kartkę papieru z myślą, że to pomoże. Ale jakoś nie za
bardzo skutkowało. Za każdym razem, coś, było nie takie, jak być powinno.
Wszystko zdawało się żałosne i bez wyrazu, a Selena już dawno nie miała takiej
blokady twórczej. Strasznie ją to irytowało. Tym bardziej, że zamiast na
malowaniu jej myśli ciągle wędrowały w kierunku tych idiotów. Szczerze miała
ich dość. Obu. Toż to nowość.
- Hej. - W momencie, kiedy po raz koleiny
złamała ołówek i miała wykląć siarczyście nad własną głupotą, w pokoju pojawiła
się Dems.
- Cześć. - Nie podnosząc wzroku znad kartki,
uraczyła szatynkę obojętnym tonem, starając się dopracować światłocień. - Na
stoliku leżą jakieś nuty, które zostawiła ci Liz.
- Dzięki. - Selena myślała, że na tym skończy się
ich dzisiejsza konwersacja. Właściwie ich relacje ograniczały się tylko i
wyłącznie do krótkich pytań i zdawkowych odpowiedzi. Selena nie pamiętała już,
kiedy ostatnio zdarzyło jej się zamienić z Demi więcej niż dwa zdania.
Albo praktycznie wcale się nie widywały, albo całkowicie ignorowały,
zajęte swoimi rzeczami. Z początku rzeczywiście jej to nie przeszkadzało, z
resztą miała Dylana, z którym spędzała sporo swojego wolnego czasu. Ale teraz
nie miała nawet z kim porozmawiać i zaczynało ją to trochę irytować. Tak, może
to rzeczywiście zdawało się dziwne, ale największa samotniczka i egocentryczka
z West High potrzebowała kogoś do towarzystwa. Właściwie sama sobie się
dziwiła.
- Co u ciebie? - Zapytała z czystej ciekawości.
Zdecydowanie wolała fakty od zmyślonych historyjek, a ostatnimi czasy
słyszała różne plotki krążące po szkole i chciała upewnić się czy to aby nie
przypadkiem zwykłe bzdury.
- W porządku. - Obserwowała, jak Lovato spuszcza
wzrok i wyraźnie całą swoją uwagę skupia na zapisanej kartce papieru. Może i
była zajebiście naiwna, ale nie ślepa.
- Jakoś ci nie wierzę…
- Aż tak bardzo widać? - Selena zaśmiała się
delikatnie, słysząc słowa koleżanki… Bo chyba tak mogła ją nazywać. Może
i w teatrze potrafiła skutecznie odgrywać uczucia, ale udawanie, że wszystko
w jest porządku, nie wychodziło jej wcale.
- Zależy, kto patrzy. Ale ja tą minę znam doskonale.
- Rzeczywiście nie kłamała. Przez tyle czasu, właściwie do tej pory, próbowała
udawać, że wszystko gra. Ale nic nie było dobrze. Wszystko możliwe waliło się,
po raz kolejny trafiła na cholernego łgarza, próbującego tylko ją zaliczyć, a
do tego jeszcze ciągle Nick kręcił się w jej otoczeniu. Miała całkowicie dosyć
tego wszystkiego, włącznie z młodszym Jonasem na czele. A jeszcze jakiś czas temu nie potrafiłaś przeżyć dnia bez jego
obecności.
- Skąd? - Demi zadała ciekawe pytanie.
Właściwie nie dziwiła się jej, bo do tej pory nie była skora do rozmów na temat
swojego życia prywatnego. A właściwie wątku dotyczącego pewnego nieczułego,
bezdusznego idioty, myślącego tylko o sobie.
- Powiedzmy, że z autopsji. - Zaśmiała się gorzko,
po raz kolejny myląc o własnej głupocie. Nie miała zamiaru po raz kolejny
rozklejać się przed tego pieprzonego chama. Już wystarczająco dużo się
nacierpiała. - Niech zgadnę, nie posłuchałaś mnie i jednak dałaś się omamić
starszemu Jonasowi?
- Coś w tym rodzaju. - Widziała, jak Demi
posmutniała na sam wydźwięk nazwiska Jonas i miała ochotę wykastrować Joe
własnymi rękami. Nie żeby jakoś szczególnie się przejmowała, ale miałaby
chociaż powód, żeby odpłacić się i temu dwulicowemu zdrajcy. Doskonale
wiedziała, że żaden z tych idiotów nie jest święty. - Z resztą, to już
nieważne.
- Nie chcesz, to nie mów. Ale na przyszłość
pamiętaj, każdy Jonas, to zwykły dwulicowy dupek. - Sama już raz dała się wplątać
w sidła jednego i naprawdę nie chciała, by ktoś inny powielał jej błędy.
Przed oczami miała każdą wspólnie spędzoną z Nickiem
chwile, w głowie cały czas odbijały się echem wszystkie słodkie kłamstwa,
jakimi przez prawie rok ją raczył. Cały czas upajał ją świadomością, że jest
dla niego najważniejsza, był przy niej przez tyle czasu. A ona we wszystko
ślepo wierzyła i zakochała się w nim. Głupia. Naiwna. Zaślepiona jego
kłamstwami. Cały czas mu wierzyła. Za każdym razem, nawet wtedy, kiedy powinna
się czegoś domyślić. Może po prostu tak bardzo desperacko potrzebowała
osoby, w której mogła znaleźć akceptacje i pocieszenie. A może prostu był
dobrym aktorem. Teraz jednak wiedziała, jak bardzo głupia była. Szkoda, że już
po fakcie.
- Dobrze wiedzieć.
- Przynajmniej unikniesz zbędnych zawodów. -
Położyła się na średnio wygodnym materacu i szczelnie przykryła kocem, próbując
chociaż przez chwilę nie myśleć o tym chorym palancie. Cóż za ironia losu.
- Mam taką nadzieję.
Szkoda tylko, że żadna z nich nie przypuszczała, iż
przed tym uczuciem nie ma ucieczki. Szczególnie,
kiedy jest to coś, co cały czas żyje.
Demi przyłapała się po raz kolejny na tym, że od
ponad dwudziestu minut wpatrywała się tępo w okno, opierając głowę na
parapecie. Schowała się w bibliotece, aby napisać okropnie długi referat na
temat Marii Antoniny, ale gdy tylko otworzyła pierwszą lepszą książkę,
opowiadającą o jej życiu i zaczęła czytać, jak straszne i pozbawione miłości
ono było, poczuła się jeszcze gorzej. Odłożyła więc opasły tom na bok i
poświęciła się czynności, która ostatnio wychodziła jej najlepiej. Użalaniu się
nad sobą. Nie mogła przestać o Joe i tamtej dziewczynie. Przed oczami wciąż
stawał jej obraz tej dwójki razem, wtedy pod drzewem. A najbardziej bolała ją
jej własna naiwność. Jak w ogóle mogła pomyśleć, że taki chłopak, jak Joe mógł
zainteresować się, taką dziewczyną, jak ona. To nawet dla niej samej było
śmieszne. I chociaż dla niej ten pocałunek znaczył wiele, dla niego był z pewnością
niczym. Nie wiedziała tylko, jak wytrzyma resztę prób w jego towarzystwie. Już
teraz unikała go, jak ognia, bo miała pewność, że każde bliższe spotkanie z nim
będzie na nowo łamać jej obolałe i poranione serce. Może i nic jej nie
obiecywał, ale pozwoliła mu się do siebie zbliżyć, tak jak jeszcze żadnemu
innemu chłopakowi. A on z niej zadrwił i zabawił się jej uczuciami.
- Cześć, Dems, dawno cię nie widziałem. - Mitchel
rozsiadł się wygodnie obok niej, odrywając ją od czarnych myśli. Uśmiechnęła
się, a właściwie próbowała przywołać na usta coś na kształt uśmiechu, ale jej
nie wyszło.
- Hej, no jestem bardzo zajęta. - Nie bardzo miała
ochotę z nim rozmawiać, ale Mitchell od początku był dla niej miły, więc nie
miała sumienia, by go spławić. Z resztą nie była Seleną i nawet nie wiedziała,
jak to zrobić. - A co u ciebie?
- A w porządku, próbuję nadążyć za Seleną… a właśnie
gadałaś z nią ostatnio? - Kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, zauważył, że ma w
sobie coś interesującego, coś co przyciągało. Była nieśmiała, małomówna, a
przez to bardzo pociągająca. I naprawdę nie mógł uwierzyć w to o czym szeptano
w całym West High. Niby ona i starszy Jonas??? Rozumiał, że mogła mu się
podobać, ale był pewien, że miała w sobie na tyle rozsądku, by nie zadawać się
z kimś kogo była dziewczyna potrafiła zabijać spojrzeniem każdego kto zajdzie
jej za skórę. Z drugiej strony Demi była tutaj nowa i nie znała jeszcze
zwyczajów tu panujących. Ale on chętnie by ją z nimi zapoznał.
- Tak, wczoraj przelotem. - Właściwie to kłamała.
Rozmawiały i to długo. Tak naprawdę to rozmawiały po raz pierwszy, bo
zdawkowych zdań, które wymieniały wcześniej z pewnością nie można było nazwać
konwersacją. I dowiedziała się, że łączy je więcej niż mogło się było wydawać.
Gdyby może posłuchała jej wcześniej to… - Przepraszam, mówiłeś coś? - Znowu
odpłynęła.
- Tak, ale to już nie ważne. Stało się coś? - Spytał
z niepokojem, patrząc na jej wyraz twarzy. Wyraźnie była smutna i coś ją
dręczyło.
- Nie, nic. Jestem trochę zmęczona. - Co też było
prawdą, bo od pewnego czasu źle sypiała, a gdy już jej się to udało, to śnił
jej się Joe i jego dziewczyna, którzy śmiali się z jej głupoty.
- To przez to, że za długo tutaj siedzisz. Lepiej
chodźmy na jakiś spacer. - Chciał ją gdzieś stąd wyciągnąć, by na chwilę
przestała myśleć o tym, co ją dręczyło. Cokolwiek to było. Bo naprawdę nie
kupił tej historii ze zmęczeniem. Za to może uda mu się dowiedzieć, co takiego
powodowało, że chodziła przybita.
- Nie, chciałabym, ale nie mogę. Muszę napisać
referat. - Pokazała na stos książek, leżących na stoliku przed nimi. Po za tym
wolała powrócić do przerwanej czynności i jeszcze trochę się pognębić. Do
kolacji jej starczy. Później na chwilę zapomni i przed zaśnięciem znów do tego
wróci.
- Referat poczeka, a twoja główka odpocznie. -
Uśmiechnął się do niej zachęcająco. Miał okazję, by spędzić z nią trochę czasu
i nie zamierzał jej zmarnować.
- No nie wiem. - Spacery kojarzyły jej się tylko i
wyłącznie z Joe. A gdy o nim pomyślała, od razu poczuła ten nieprzyjemny ucisk
w sercu i chciała zostać sama.
- Nie daj się dłużej prosić.
- No dobra. - Naprawdę powinna popracować nad
asertywnością. Zamiast tego spakowała swoje rzeczy do torby i wyszła za nim na
korytarz. Pomyślała jednak z nadzieją, że może tego właśnie potrzebowała. Może
właśnie potrzebowała towarzystwa kogoś kto oderwie ją od Joe. Chociaż na
chwilę. Wiedziała, że nie będzie to łatwe, ale postanowiła spróbować. Dlatego
już po minucie śmiała się z żartu, który opowiadał.
Zapomnisz,
księżniczko?
Joe próbował skupić się na zapamiętywaniu tekstu,
ale miał z tym problem. Odłożył kartki na stolik i położył się na łóżku, z
rękoma pod głową. Ashley wytrąciła go dzisiaj z równowagi. Chociaż nie miał się
czemu dziwić. To było do niej bardzo podobne, udawać, że nic się nie stało, że
cały czas są razem i kochają się do szaleństwa. Na szczęście dla niego samego
później na francuskim udawała, że on nie istnieje i traktowała go, jak
powietrze, zapewne zaskoczona i wściekła z powodu jego odmowy. Nie chciał i nie
mógł z nią być. Nie była dla niego, tak jak i on nie był dla niej. Kiedyś
wydawało mu się, że to co do niej czuł to właśnie była miłość, ale teraz
doskonale wie, że nie, że to nie było to. Dopiero teraz dowiedział się, co to
znaczy być naprawdę zakochanym. Na samą myśl o Demi uśmiechnął się do siebie.
Ta dziewczyna działała na niego, jak narkotyk, a pocałunek z nią był najlepszym
w jego życiu. Odliczał już czas do następnej próby, gdy wreszcie będzie mógł się
z nią zobaczyć. Zaplanował sobie wszystko dokładnie. Po skończonej próbie
odprowadzi ją do pokoju, porozmawiają chwilę na jakiś banalny temat, on zaprosi
ją na randkę, ona się zgodzi, a na sam koniec być może ją pocałuje.
- A ty, co się tak szczerzysz idioto? - Nick wpadł
do pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Jeszcze dopadnie tego fiuta. Nie długo
ich drużyny grają mecz przeciwko sobie, więc dorwie go gdzieś w szatni albo
nawet na boisku. Nie miał przecież nic do stracenia.
- Co ci? - Joe spojrzał na poobijaną twarz i
rozciętą wargę młodszego brata i był pewien, że ten gamoń znów się w coś
wpakował. Jakby naprawdę miał mało kłopotów. - Z kim się znów lałeś?
- Z Dylanem. - Odburknął. Wciąż miał przed oczami,
jak tamten palant ją dotykał. Gdyby w tamtej chwili tamtędy nie przechodził to…
Wolał chyba nie wyobrażać sobie, co by się stało. Ale gorzej od ciosów blond
geja bolały go słowa Seleny. Stawiała go na równi z tamtym. Co raz mocniej
wątpił w to, że kiedyś mu wybaczy.
- Znowu? Odpuść mu i pogódź się z tym, że Selena
woli jego i nie chce z tobą być. - Przez to, co zrobił młodszy z Jonasów w
oczach czarnowłosej na zawsze zostanie już na przegranej pozycji. Obaj to
wiedzieli. Ale żaden z nich nigdy nie wypowiedział tego na głos.
- Dobierał się do niej.
- Jak to? - Ciężko mu było sobie wyobrazić
jakiegokolwiek chłopaka dotykającego Seleny bez jej zgody, bo każdego jednego
wykastrowałaby z miejsca. Jednak jak widać mylił się.
- No normalnie. Przyparł ją do ściany, ona
krzyczała, chciała mu się wyrwać, zobaczyłem to i przywaliłem mu. Kilka razy.
Porządnie.
- I co ona na to? - Z pewnością nie rzuciła się
Nickowi na szyje w geście podziękowania, ale może powiedziała do niego choć
jedno miłe słowo. Chociaż pewnie wtedy jego braciszek wyglądałby jak naćpany ze
szczęścia.
- Nic. Powiedziała mi, że jestem taki sam, jak on. -
Wzruszył ramionami, choć w środku wszystko się w nim gotowało ze złości.
- Może to już właśnie czas, żebyś przestał się o nią
martwić…
- Taaak, a ty co byś zrobił, gdyby ktoś zrobił to
samo tej twojej Demi?
- Co?
- No przecież widziałem, jak na nią patrzysz.
- A coś ci nie pasuje w niej? - Przeszedł do ataku,
jakby obawiał się, że Nick zacznie krytykować lub wyśmiewać Demi. A ona była
przecież idealna. Może tylko dla niego, ale jednak.
- Spokojnie, przecież nic nie mówię. Spotykaj się z
kim chcesz, Romeo, ale pamiętaj, że takie dziewczyny, jak ona są skomplikowane.
Jeden zły ruch i już po tobie. - Dobrze wiedział o czym mówi, bo Selena
też właśnie taka była. I właśnie w takiej niej się zakochał. Nawet jeśli musiał
się namęczyć, to nie chciałby, żeby się zmieniła. Nie byłaby wtedy taka…
wyjątkowa.
- Tak wiem, wiem, nie spieprzę tego. Nie jestem
tobą. - Odgryzł się bratu za pouczanie go i wstał z łóżka. Chwycił za kurtkę i
podszedł do drzwi.
- A ty gdzie się wybierasz? - Pominął uwagę
brata na swój temat i ze zdumieniem obserwował, jak Joe w mgnieniu oka się
podniósł i był gotowy do wyjścia. Zwykle zajmowało mu to o wiele więcej czasu.
- Muszę coś załatwić. Na razie.
- Tak, tak, powodzenia Romeo! - Krzyknął
jeszcze, ale Joe go nie usłyszał, gdy prawie wybiegł z ich sypialni. Sam
natomiast powrócił do znęcania się w myślach nad Dylanem. Chwilowo tylko w
myślach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz