poniedziałek, 10 grudnia 2012

18. "Spotykaj się z kim chcesz, Romeo, ale pamiętaj, że takie dziewczyny, jak ona są skomplikowane. Jeden zły ruch i już po tobie".

Selena siedziała na swoim łóżku i z całych sił starała się zająć czym innym, niż myśleniem na temat ostatnich mało przyjemnych dla niej zdarzeń. Mimo wszystko, nieważne co robiła, wszystko wracało ze zdwojoną siłą. Myślała, że może zaufać Dylanowi, a on po prostu chciał ją wykorzystać. Zupełnie nie wiedziała, dlaczego przyciąga do siebie samych idiotów. W końcu nie po raz pierwszy stała się ofiarą takiego beznadziejnego idioty. Była naiwna. Cholernie. A do tego za każdym razem los dawał jej coraz bardziej w kość. Dosłownie kochała swoje szczęście. Siedziała po turecku, plecami oparta o ścianę. Na kolanach trzymała szkicownik i już od blisko piętnastu minut starała się stworzyć coś znośnego.  Wylewała wszystkie pokłady złości i żalu na kartkę papieru z myślą, że to pomoże. Ale jakoś nie za bardzo skutkowało. Za każdym razem, coś, było nie takie, jak być powinno. Wszystko zdawało się żałosne i bez wyrazu, a Selena już dawno nie miała takiej blokady twórczej. Strasznie ją to irytowało. Tym bardziej, że zamiast na malowaniu jej myśli ciągle wędrowały w kierunku tych idiotów. Szczerze miała ich dość. Obu. Toż to nowość.
- Hej. - W momencie, kiedy  po raz koleiny złamała ołówek i miała wykląć siarczyście nad własną głupotą, w pokoju pojawiła się Dems.
- Cześć. -  Nie podnosząc wzroku znad kartki, uraczyła szatynkę obojętnym tonem, starając się dopracować światłocień. - Na stoliku leżą jakieś nuty, które zostawiła ci Liz.
- Dzięki. - Selena myślała, że na tym skończy się ich dzisiejsza konwersacja. Właściwie ich relacje ograniczały się tylko i wyłącznie do krótkich pytań i zdawkowych odpowiedzi. Selena nie pamiętała już, kiedy ostatnio zdarzyło jej się zamienić z Demi więcej niż dwa zdania. Albo  praktycznie wcale się nie widywały, albo całkowicie ignorowały, zajęte swoimi rzeczami. Z początku rzeczywiście jej to nie przeszkadzało, z resztą miała Dylana, z którym spędzała sporo swojego wolnego czasu. Ale teraz nie miała nawet z kim porozmawiać i zaczynało ją to trochę irytować. Tak, może to rzeczywiście zdawało się dziwne, ale największa samotniczka i egocentryczka z West High potrzebowała kogoś do towarzystwa. Właściwie sama sobie się dziwiła. 
- Co u ciebie? - Zapytała z czystej ciekawości. Zdecydowanie  wolała fakty od zmyślonych historyjek, a ostatnimi czasy słyszała różne plotki krążące po szkole i chciała upewnić się czy to aby nie przypadkiem zwykłe bzdury.
- W porządku. - Obserwowała, jak Lovato spuszcza wzrok i wyraźnie całą swoją uwagę skupia na zapisanej kartce papieru. Może i była zajebiście naiwna, ale nie ślepa.   
- Jakoś ci nie wierzę…
- Aż tak bardzo widać? - Selena zaśmiała się delikatnie, słysząc słowa koleżanki… Bo chyba tak mogła ją nazywać.  Może i w teatrze potrafiła skutecznie odgrywać uczucia, ale udawanie, że wszystko w  jest porządku, nie wychodziło jej wcale.
- Zależy, kto patrzy. Ale ja tą minę znam doskonale. - Rzeczywiście nie kłamała. Przez tyle czasu, właściwie do tej pory, próbowała udawać, że wszystko gra. Ale nic nie było dobrze. Wszystko możliwe waliło się, po raz kolejny trafiła na cholernego łgarza, próbującego tylko ją zaliczyć, a do tego jeszcze ciągle Nick kręcił się w jej otoczeniu. Miała całkowicie dosyć tego wszystkiego, włącznie z młodszym Jonasem na czele. A jeszcze jakiś czas temu nie potrafiłaś przeżyć dnia bez jego obecności.
- Skąd? -  Demi zadała ciekawe pytanie. Właściwie nie dziwiła się jej, bo do tej pory nie była skora do rozmów na temat swojego życia prywatnego. A właściwie wątku dotyczącego pewnego nieczułego, bezdusznego idioty, myślącego tylko o sobie.
- Powiedzmy, że z autopsji. - Zaśmiała się gorzko, po raz kolejny myląc o własnej głupocie. Nie miała zamiaru po raz kolejny rozklejać się przed tego pieprzonego chama. Już wystarczająco dużo się nacierpiała. - Niech zgadnę, nie posłuchałaś mnie i jednak dałaś się omamić starszemu Jonasowi?
- Coś w tym rodzaju. - Widziała, jak Demi posmutniała na sam wydźwięk nazwiska Jonas i miała ochotę wykastrować Joe własnymi rękami. Nie żeby jakoś szczególnie się przejmowała, ale miałaby chociaż powód, żeby odpłacić się i temu dwulicowemu zdrajcy. Doskonale wiedziała, że żaden z tych idiotów nie jest święty. - Z resztą, to już nieważne.
 - Nie chcesz, to nie mów. Ale na przyszłość pamiętaj, każdy Jonas, to zwykły dwulicowy dupek. - Sama już raz dała się wplątać w sidła jednego i naprawdę nie chciała, by ktoś inny powielał jej błędy.
Przed oczami miała każdą wspólnie spędzoną z Nickiem chwile, w  głowie cały czas odbijały się echem wszystkie słodkie kłamstwa, jakimi przez prawie rok ją raczył. Cały czas upajał ją świadomością, że jest dla niego najważniejsza, był przy niej przez tyle czasu. A ona we wszystko ślepo wierzyła i zakochała się w nim.  Głupia. Naiwna. Zaślepiona jego kłamstwami. Cały czas mu wierzyła. Za każdym razem, nawet wtedy, kiedy powinna się czegoś domyślić.  Może po prostu tak bardzo desperacko potrzebowała osoby, w której mogła znaleźć akceptacje i pocieszenie. A może prostu był dobrym aktorem. Teraz jednak wiedziała, jak bardzo głupia była. Szkoda, że już po fakcie.
- Dobrze wiedzieć.
- Przynajmniej unikniesz zbędnych zawodów. - Położyła się na średnio wygodnym materacu i szczelnie przykryła kocem, próbując chociaż przez chwilę nie myśleć o tym chorym palancie.  Cóż za ironia losu.
- Mam taką nadzieję. 
Szkoda tylko, że żadna z nich nie przypuszczała, iż przed tym uczuciem nie ma ucieczki. Szczególnie, kiedy jest to coś, co cały czas żyje.

 

Demi przyłapała się po raz kolejny na tym, że od ponad dwudziestu minut wpatrywała się tępo w okno, opierając głowę na parapecie. Schowała się w bibliotece, aby napisać okropnie długi referat na temat Marii Antoniny, ale gdy tylko otworzyła pierwszą lepszą książkę, opowiadającą o jej życiu i zaczęła czytać, jak straszne i pozbawione miłości ono było, poczuła się jeszcze gorzej. Odłożyła więc opasły tom na bok i poświęciła się czynności, która ostatnio wychodziła jej najlepiej. Użalaniu się nad sobą. Nie mogła przestać o Joe i tamtej dziewczynie. Przed oczami wciąż stawał jej obraz tej dwójki razem, wtedy pod drzewem. A najbardziej bolała ją jej własna naiwność. Jak w ogóle mogła pomyśleć, że taki chłopak, jak Joe mógł zainteresować się, taką dziewczyną, jak ona. To nawet dla niej samej było śmieszne. I chociaż dla niej ten pocałunek znaczył wiele, dla niego był z pewnością niczym. Nie wiedziała tylko, jak wytrzyma resztę prób w jego towarzystwie. Już teraz unikała go, jak ognia, bo miała pewność, że każde bliższe spotkanie z nim będzie na nowo łamać jej obolałe i poranione serce. Może i nic jej nie obiecywał, ale pozwoliła mu się do siebie zbliżyć, tak jak jeszcze żadnemu innemu chłopakowi. A on z niej zadrwił i zabawił się jej uczuciami. 
- Cześć, Dems, dawno cię nie widziałem. - Mitchel rozsiadł się wygodnie obok niej, odrywając ją od czarnych myśli. Uśmiechnęła się, a właściwie próbowała przywołać na usta coś na kształt uśmiechu, ale jej nie wyszło. 
- Hej, no jestem bardzo zajęta. - Nie bardzo miała ochotę z nim rozmawiać, ale Mitchell od początku był dla niej miły, więc nie miała sumienia, by go spławić. Z resztą nie była Seleną i nawet nie wiedziała, jak to zrobić. - A co u ciebie? 
- A w porządku, próbuję nadążyć za Seleną… a właśnie gadałaś z nią ostatnio? - Kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, zauważył, że ma w sobie coś interesującego, coś co przyciągało. Była nieśmiała, małomówna, a przez to bardzo pociągająca. I naprawdę nie mógł uwierzyć w to o czym szeptano w całym West High. Niby ona i starszy Jonas??? Rozumiał, że mogła mu się podobać, ale był pewien, że miała w sobie na tyle rozsądku, by nie zadawać się z kimś kogo była dziewczyna potrafiła zabijać spojrzeniem każdego kto zajdzie jej za skórę. Z drugiej strony Demi była tutaj nowa i nie znała jeszcze zwyczajów tu panujących. Ale on chętnie by ją z nimi zapoznał. 
- Tak, wczoraj przelotem. -  Właściwie to kłamała. Rozmawiały i to długo. Tak naprawdę to rozmawiały po raz pierwszy, bo zdawkowych zdań, które wymieniały wcześniej z pewnością nie można było nazwać konwersacją. I dowiedziała się, że łączy je więcej niż mogło się było wydawać. Gdyby może posłuchała jej wcześniej to… - Przepraszam, mówiłeś coś? - Znowu odpłynęła. 
- Tak, ale to już nie ważne. Stało się coś? - Spytał z niepokojem, patrząc na jej wyraz twarzy. Wyraźnie była smutna i coś ją dręczyło. 
- Nie, nic. Jestem trochę zmęczona. - Co też było prawdą, bo od pewnego czasu źle sypiała, a gdy już jej się to udało, to śnił jej się Joe i jego dziewczyna, którzy śmiali się z jej głupoty.
- To przez to, że za długo tutaj siedzisz. Lepiej chodźmy na jakiś spacer. - Chciał ją gdzieś stąd wyciągnąć, by na chwilę przestała myśleć o tym, co ją dręczyło. Cokolwiek to było. Bo naprawdę nie kupił tej historii ze zmęczeniem. Za to może uda mu się dowiedzieć, co takiego powodowało, że chodziła przybita. 
- Nie, chciałabym, ale nie mogę. Muszę napisać referat. - Pokazała na stos książek, leżących na stoliku przed nimi. Po za tym wolała powrócić do przerwanej czynności i jeszcze trochę się pognębić. Do kolacji jej starczy. Później na chwilę zapomni i przed zaśnięciem znów do tego wróci.
- Referat poczeka, a twoja główka odpocznie. - Uśmiechnął się do niej zachęcająco. Miał okazję, by spędzić z nią trochę czasu i nie zamierzał jej zmarnować. 
- No nie wiem. - Spacery kojarzyły jej się tylko i wyłącznie z Joe. A gdy o nim pomyślała, od razu poczuła ten nieprzyjemny ucisk w sercu i chciała zostać sama.
- Nie daj się dłużej prosić. 
- No dobra. - Naprawdę powinna popracować nad asertywnością. Zamiast tego spakowała swoje rzeczy do torby i wyszła za nim na korytarz. Pomyślała jednak z nadzieją, że może tego właśnie potrzebowała. Może właśnie potrzebowała towarzystwa kogoś kto oderwie ją od Joe. Chociaż na chwilę. Wiedziała, że nie będzie to łatwe, ale postanowiła spróbować. Dlatego już po minucie śmiała się z żartu, który opowiadał. 
Zapomnisz, księżniczko?

Joe próbował skupić się na zapamiętywaniu tekstu, ale miał z tym problem. Odłożył kartki na stolik i położył się na łóżku, z rękoma pod głową. Ashley wytrąciła go dzisiaj z równowagi. Chociaż nie miał się czemu dziwić. To było do niej bardzo podobne, udawać, że nic się nie stało, że cały czas są razem i kochają się do szaleństwa. Na szczęście dla niego samego później na francuskim udawała, że on nie istnieje i traktowała go, jak powietrze, zapewne zaskoczona i wściekła z powodu jego odmowy. Nie chciał i nie mógł z nią być. Nie była dla niego, tak jak i on nie był dla niej. Kiedyś wydawało mu się, że to co do niej czuł to właśnie była miłość, ale teraz doskonale wie, że nie, że to nie było to. Dopiero teraz dowiedział się, co to znaczy być naprawdę zakochanym. Na samą myśl o Demi uśmiechnął się do siebie. Ta dziewczyna działała na niego, jak narkotyk, a pocałunek z nią był najlepszym w jego życiu. Odliczał już czas do następnej próby, gdy wreszcie będzie mógł się z nią zobaczyć. Zaplanował sobie wszystko dokładnie. Po skończonej próbie odprowadzi ją do pokoju, porozmawiają chwilę na jakiś banalny temat, on zaprosi ją na randkę, ona się zgodzi, a na sam koniec być może ją pocałuje. 
- A ty, co się tak szczerzysz idioto? - Nick wpadł do pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Jeszcze dopadnie tego fiuta. Nie długo ich drużyny grają mecz przeciwko sobie, więc dorwie go gdzieś w szatni albo nawet na boisku. Nie miał przecież nic do stracenia. 
- Co ci? - Joe spojrzał na poobijaną twarz i rozciętą wargę młodszego brata i był pewien, że ten gamoń znów się w coś wpakował. Jakby naprawdę miał mało kłopotów. - Z kim się znów lałeś? 
- Z Dylanem. - Odburknął. Wciąż miał przed oczami, jak tamten palant ją dotykał. Gdyby w tamtej chwili tamtędy nie przechodził to… Wolał chyba nie wyobrażać sobie, co by się stało. Ale gorzej od ciosów blond geja bolały go słowa Seleny. Stawiała go na równi z tamtym. Co raz mocniej wątpił w to, że kiedyś mu wybaczy. 
- Znowu? Odpuść mu i pogódź się z tym, że Selena woli jego i nie chce z tobą być. - Przez to, co zrobił młodszy z Jonasów w oczach czarnowłosej na zawsze zostanie już na przegranej pozycji. Obaj to wiedzieli. Ale żaden z nich nigdy nie wypowiedział tego na głos. 
- Dobierał się do niej. 
- Jak to? - Ciężko mu było sobie wyobrazić jakiegokolwiek chłopaka dotykającego Seleny bez jej zgody, bo każdego jednego wykastrowałaby z miejsca. Jednak jak widać mylił się. 
- No normalnie. Przyparł ją do ściany, ona krzyczała, chciała mu się wyrwać, zobaczyłem to i przywaliłem mu. Kilka razy. Porządnie. 
- I co ona na to? - Z pewnością nie rzuciła się Nickowi na szyje w geście podziękowania, ale może powiedziała do niego choć jedno miłe słowo. Chociaż pewnie wtedy jego braciszek wyglądałby jak naćpany ze szczęścia. 
- Nic. Powiedziała mi, że jestem taki sam, jak on. - Wzruszył ramionami, choć w środku wszystko się w nim gotowało ze złości. 
- Może to już właśnie czas, żebyś przestał się o nią martwić… 
- Taaak, a ty co byś zrobił, gdyby ktoś zrobił to samo tej twojej Demi? 
- Co? 
- No przecież widziałem, jak na nią patrzysz.
- A coś ci nie pasuje w niej? - Przeszedł do ataku, jakby obawiał się, że Nick zacznie krytykować lub wyśmiewać Demi. A ona była przecież idealna. Może tylko dla niego, ale jednak. 
- Spokojnie, przecież nic nie mówię. Spotykaj się z kim chcesz, Romeo, ale pamiętaj, że takie dziewczyny, jak ona są skomplikowane. Jeden zły ruch i już po tobie. -  Dobrze wiedział o czym mówi, bo Selena też właśnie taka była. I właśnie w takiej niej się zakochał. Nawet jeśli musiał się namęczyć, to nie chciałby, żeby się zmieniła. Nie byłaby wtedy taka… wyjątkowa. 
- Tak wiem, wiem, nie spieprzę tego. Nie jestem tobą. - Odgryzł się bratu za pouczanie go i wstał z łóżka. Chwycił za kurtkę i podszedł do drzwi. 
- A ty gdzie się wybierasz? -  Pominął uwagę brata na swój temat i ze zdumieniem obserwował, jak Joe w mgnieniu oka się podniósł i był gotowy do wyjścia. Zwykle zajmowało mu to o wiele więcej czasu. 
- Muszę coś załatwić. Na razie. 
- Tak, tak, powodzenia Romeo!  - Krzyknął jeszcze, ale Joe go nie usłyszał, gdy prawie wybiegł z ich sypialni. Sam natomiast powrócił do znęcania się w myślach nad Dylanem. Chwilowo tylko w myślach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz