Demi sama nie wiedziała czemu zgodziła się na ten
spacer po miasteczku z Mitchem. Być może dlatego, że gdy ją o to prosił myślami
błądziła gdzie indziej i automatycznie odpowiedziała "tak" a być może
dlatego że potrzebowała oderwać się od rzeczywistości, a chłopak ze swoim
optymistycznym usposobieniem doskonale się do tego nadawał. I nie, nie wykorzystywała go. Potrzebowała jedynie trochę
odmiany.
Spacerowali wąskimi uliczkami, ciesząc się ostatnimi
słonecznymi dniami w tym roku. Mitchell cały czas coś mówił, o szkole, swojej
rodzinie, życiu, przyszłej imprezie z okazji Halloween, która, jak zdążyła się
dowiedzieć była coroczną tradycją i ważnym wydarzeniem towarzyskim w West High,
a po części oficjalnej nadzorowanej przez pedagogów i dyrektora, odbywała się
ta nieoficjalna, ukryta, gdzieś w kampusie chłopaków. Gdy zaczął zadawać jej
pytania, na które nie zdążyła odpowiadać zatęskniła za Joe i tym, jak swobodnie
milczeli w swoim towarzystwie. Myśli o starszym z Jonasów przypomniały jej o
tym pamiętnym pocałunku i jak zwykle po jej ciele przeszedł przyjemny dreszcz.
Chwilę później w jej głowie pojawił się obraz bruneta z tamtą dziewczyną,
siedzących razem pod drzewem i wszystkie miłe odczucia rozpłynęły się, jak
bańka mydlana. Zakpił z niej i zabawił się jej uczuciami.
- Demi? - Mitch zatrzymał się przed jedną ze
sklepowych witryn i ona zrobiła to samo, dzięki czemu nie wpadła na słup,
którego nie zauważyła, wpatrując się w swoje buty.
- Słucham, mówiłeś coś? - Spojrzała na niego
nieprzytomnie, zapominając w ogóle o jego obecności. Myśli o Joe zupełnie
oderwały ją od rzeczywistości.
- Pytałem czy jesteś tutaj, bo chyba nie. -
Zauważył, że odkąd wyszli ze szkoły była nieobecna i coś ją martwiło. Może ją
nudził, a może za dużo gadał i miała go dość, ale była zbyt miła, by mu to
powiedzieć. A on naprawdę się starał.
- Tak, tak! Przepraszam cię, ja tylko...
- Zamyśliłaś się. - Bardziej stwierdził niż zapytał.
Mógłby się na nią wkurzyć i jej podziękować, ale jakoś nie potrafił się na nią
złościć.
- Tak, mam dużo na głowie, wiesz ciągłe próby w
teatrze. - Skłamała, chociaż tego nie lubiła. Mieli tygodniową przerwę w
próbach na doładowanie baterii i odświeżenie umysłów. Ale on na szczęście nie
mógł o tym wiedzieć.
- Och, no rozumiem... A jak współpraca z Joe? -
Słyszał różne rzeczy na ten temat, ale wolał się upewnić. Plotki mówiły, że Joe
stracił dla niej głowę i bardzo się przy niej zmienił. Jednak on nigdy nie
widział ich razem, nawet w czasie przerw, więc albo dobrze się kryli albo
plotki były od początku do końca wyssane z palca.
- Dobrze, nawet bardzo, jest sympatyczny. -
Zaskoczyło ją to pytanie, ale postanowiła zachować zimną krew i odpowiadać tak,
jakby chodziło o pogodę. Przecież to w końcu tylko Joe, zwyczajny kolega. - Ale
wiesz, co nie chcę gadać o próbach i teatrze, bo wolałabym od tego odpocząć. -
Wywróciła oczami i uśmiechnęła się do niego. Chyba próby przynosiły rezultaty,
bo kłamała bez mrugnięcia okiem.
- Nie długo Halloween. - Spojrzeli na podwórka
mieszkańców Hinnersville udekorowane dyniami, duchami i innymi potworami.
Wszędzie zrobiło się pomarańczowo-czarno i chociaż miało być strasznie to
momentami robiło się śmiesznie. Demi w tym momencie zatęskniła za domem i
braciszkiem. - Mamy w West High co roku taką imprezę...
- Tak wiem, Selena wspominała. - Znowu odpłynęła
myślami, tylko tym razem patrzyła na śpiącego braciszka, przytulonego do
ulubionego misia. Z chęcią by się spakowała i pojechała do niego. Wtedy być
może łatwiej by jej było zapomnieć o tym mętliku, który miała w głowie.
- To... może chciałabyś pójść ze mną? - Odważył się
ją zaprosić, mimo że przed spotkaniem z nią zastanawiał się czy to zrobić czy
nie. Patrzył na jej lekko rozkojarzoną minę. Pewnie znowu błądziła gdzieś w
przestworzach.
- Wiesz, co właściwie to miałam nie iść, bo Selena
też nie idzie i miałyśmy zrobić sobie taki antyimprezowy wieczór. - I tutaj nie
kłamała. Obie nie były w nastroju i postanowiły, że nie pójdą i posmęcą trochę
w swoim towarzystwie.
- W porządku, rozumiem. Widzę, że Selena
przeciągnęła cię na swoją stronę.
Spostrzegła na jego twarzy smutek i rozczarowanie.
Nie mogła tego znieść. W końcu był dla niej taki miły, a ona nie potrafiła tego
docenić. Może naprawdę powinna iść z nim na tą imprezę. W końcu to nic
zobowiązującego, a z nim na pewno nie będzie się nudzić. Nie był Joe i nie
przyprawiał jej o szybsze bicie serca ani o dreszcze, ale potrafił sprawić, że
się uśmiechała. Po za tym wreszcie musi iść naprzód. W końcu między nią a Joe
nigdy nic nie było. Ot dwójka znajomych z teatru, nic wielkiego. Tak naprawdę cała
historia rozgrywała się w jej głowie. A pocałunek... jego też nie było, to
tylko wyobraźnia płata jej figle. Tylko dlaczego tak dokładnie pamiętała, jak
smakowały jego usta?
- Chyba, że pomożesz mi przekonać Selenę by też
poszła z nami. - Odpowiedziała po chwili wahania. Nie miała nic do stracenia, a
mogła w zamian uszczęśliwić jedną osobę. Zobaczyła, jak na jego twarzy
momentalnie pojawia się uśmiech.
- Spokojnie, już ja się tym zajmę. - Nadzieja
wstąpiła w niego na nowo. Nawet jeśli robiła to tylko z litości, to i tak miał
się z czego cieszyć. I nawet Selena mu tego nie popsuje. Choćby miał się z nią
kłócić.
Zapowiada się
ciekawe Halloween...
Selena siedziała sama w pokoju z miną cierpiętnicy.
Zamiast cieszyć się ostatnimi dniami ładnej pogody, która była rzadkością w
Hinnersville, mordowała się z wypracowaniem na historię. Właściwie to
zastanawiała się, dlaczego wszyscy nauczyciele się na nią uwzięli. Nie robiła
nic złego. W końcu kilka spóźnień w semestrze każdemu mogło się zdarzyć, a
nieodrobione prace domowe to nie koniec świata. Ale jednak w West High wszystko
było chore. Z dnia na dzień coraz bardziej nienawidziła tego miejsca. Jeżeli to
w ogóle było jeszcze możliwe.
W trakcie pisania trzeciego akapitu swojej pracy,
ktoś zaczął nachalnie pukać do drzwi. Nie miała jednak zamiaru otwierać.
Wiedziała, że Demi ma klucze, a z nikim innym nie chciała rozmawiać. Wróciła do
poprzedniej czynności, ignorując natręta, dalej próbującego dostać się do jej
pokoju. Zdobycie bastylii, ścięcie jakiegoś nieciekawie wyglądającego króla
Francji, a wszystko to okraszone jakimiś beznadziejnymi, niezrozumiałymi dla
niej słowami. Właściwie to nie wiedziała, do czego miałaby przydać jej się
wiedza na ten temat. Ale cóż poradzić. Bezmyślnie przepisywała tekst z grubego
i nieciekawego podręcznika, wyklinając w myślach zawistną panią Reynolds. Stara
gruba baba mściła się na niej już drugi rok, odkąd na pierwszej lekcji
organizacyjnej sprzeciwiła się jej kretyńskim zasadom. Dlatego właśnie dzisiaj
musiała pisać do cholerne wypracowanie na temat rewolucji francuskiej. Nienawidziła swojego szczęścia. A jest coś, czego nie
nienawidzisz?
W końcu po dziesiąci minutach spędzonych na próbach
ignorowania tego natrętnego kogoś, zirytowana rzuciła na bok zeszyt i opasły
tom encyklopedii, po czym skierowała się do drzwi. Szybko przekręciła klucz w
zamku, by po chwili stać oko w oko z osobą, której nie chciała widzieć.
- Spieprzaj, Jonas. - Powiedziała niezbyt miło,
próbując zatrzasnąć drzwi przed nosem Josepha. Mimo, że nie był Nickiem,
zasługiwał na takie samo traktowanie. W końcu zachowywał się identycznie jak
jego młodszy braciszek. Wszyscy Jonasi Byli tacy sami. No prawie.
- Zaczekaj! - Skutecznie przytrzymał drzwi. Miał
więcej siły, więc nie miał zbyt wielkich problemów z pokrzyżowaniem planów
Selenie. Nie miała wyjścia. Musiała dostąpić tej nieopisanej przyjemności i
porozmawiać z tym idiotą.
- Czego chcesz tym razem?
- Spytać się, czy jest Demi. - Powiedział, z
wyraźnym zniecierpliwieniem oczekując na odpowiedź. Po raz drugi dzisiaj
przypałętał się do ich pokoju, z takim samym zapytaniem. Miała już go serdecznie dosyć.
- Nie ma. Tak samo jak nie było jej godzinę temu. -
Odparła chłodno i już miała zatrzasnąć drzwi, jednak znów ją powstrzymał.
- Selena...
- Tak? - Nie miała ochoty na kontynuowanie tej
nudnej i beznadziejnej konwersacji.
- Przekazałabyś, że jej szukałem, kiedy już będzie?
- Czasem miała wrażenie, że w rodzie Jonasów każdy kolejny członek jest takim
samym niedomyślnym idiotą. - Bardzo mi na tym zależy.
- Niestety nie. - Założyła buntowniczo ręce na
piersi i zmierzyła Joe zabójczym spojrzeniem. Miała ochotę obdarzyć go piękna
wiązanką epitetów, po czym trzasnąć mu drzwiami przed nosem. Mimo to chciała
jeszcze przez chwilę pooglądać to żałosne przedstawienie. Miała słabość do
wysłuchiwania beznadziejnych kłamstw facetów z klanu Jonasów.
- Proszę cię...
- Nie licz na to. - Była nieugięta.
- Ale...
- Nie marnuj swojego czasu i spadaj, dobrze ci
radzę. - Powiedziała trochę głośniej niż zamierzała. Ale za bardzo się tym nie
przejęła.
- Ale dlaczego?
I jeszcze miał czelność zgrywać świętoszkowatego
idiotę. Już ona wiedziała od Demi, co takiego przeskrobał, a teraz jeszcze
przychodził tu, zachowując się, jakby nic się nie stało. Palant. Jak widać
każdy facet odziedzicza to w genach, albo to ona miała po prostu szczęście do
samych popaprańców.
- Posłuchaj, Jonas, rozumiem, że twoja duma liczona
jest w ilościach zdobytych panienek, ale od Demi się odpieprz, dobrze ci radzę!
- Po prostu nie mogła się powstrzymać i w końcu wygarnęła mu to, czego jej
współlokatorka zapewne nie miałaby odwagi wyznać. Powinien usłyszeć to już
dawno temu. Był takim samym skończonym idiotą jak jego pożal się boże
braciszek. - Więc przestań mącić jej w głowie, bo ona przez ciebie tylko
cierpi!
- Co takiego zrobiłem?
- Jeszcze się pytasz?! - Miała dosyć codziennego
obserwowania przygnębionej i nieobecnej Dems, zagubionej wśród własnych myśli.
Może nie obchodził ją zwykle stan ducha innych, ale akurat wiedziała doskonale,
co przeżywała jej współlokatorka, więc to była całkowicie inna sytuacja. -
Spieprzaj do tej żmijowatej i Greene i odczep się od Demi!
- Ale...
- Spadaj stąd! - Zatrzasnęła mu szybko drzwi tuż
przed nosem, nie pozostawiając nawet czasu na reakcję.
Natychmiast przekręciła klucz w zamku i podążyła w
stronę swojego łóżka, ignorując wrzeszczącego tuż za ścianą Joe, który domagał
się wyjaśnienia całej tej sytuacji. Miała tylko nadzieję, że ten idiota da za
wygraną. Wiedziała jednak, że żaden Jonas nie odpuszcza tak łatwo i szczerze
współczuła Demi. Naprawdę nie chciała, by przechodziła przez to, czego ona sama
doświadczyła stosunkowo niedawno. Z satysfakcją odnotowała fakt, że po kilku
minutach średni Jonas sobie poszedł.
Nie ma to jak konsekwencje wielkich
nieporozumień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz