-"Jedyna
moja miłość, jaką dotąd znałam, tam weszła, gdzie jedyną nienawiść zasiałam. Za
późno i za wcześnie znany i nieznany - nienawiść kochanku, wrogu mój
kochany...!" – Demi stwierdziła,
że najlepszym miejscem na przećwiczenie tekstu będzie zwykle nieoblegana
łazienka na trzecim piętrze. Miała tu spokój, ciszę i mogła bez przeszkód wczuć
się w Julię. Tylko, że zamiast o sztuce wciąż myślała o czymś innym. Co chwilę
łapała się na tym, jak bezmyślnie kartkuje scenariusz, a w głowie wciąż
widziała chłopaka z parku. Wypatrywała go codziennie i nigdzie nie mogła go
znaleźć. Musiał bardzo dobrze się maskować. Przewróciła kolejną stronę z
zamiarem ponownego zaczęcia nauki, gdy ktoś, jak burza wpadł do toalety i
otworzył drzwi od pierwszej kabiny. Po chwili usłyszała dziwne odgłosy,
dochodzące ze środka. Chciała stąd wyjść, ale coś podkusiło ją, by sprawdziła
co się stało. Wstała z pod ściany i chwyciła za klamkę. Jej oczom ukazał się
przerażający widok. Długowłosa dziewczyna pochylała się nad muszlą klozetową i
zwracała zawartość dzisiejszego śniadania. Odwróciła głowę przestraszona w jej
stronę i ich spojrzenia przez moment skrzyżowały się ze sobą. Demi rozpoznała
ją. To była ta sama, która wtedy kłóciła się z tym chłopakiem w parku i ta, na
której określenie Selena wymyśla co raz gorsze epitety.
- Przepraszam. – Czuła się niezręcznie w tej sytuacji i miała zamiar, jak najszybciej opuścić łazienkę.
- Przepraszam. – Czuła się niezręcznie w tej sytuacji i miała zamiar, jak najszybciej opuścić łazienkę.
- Zaczekaj! – Dziewczyna pociągnęła ją za rękaw
szkolnego swetra i Demi przystanęła na chwilę. – Nie mów nikomu o tym, co tutaj
widziałaś. – Nieznajoma podeszła do jednej z umywalek i opłukała twarz zimną
wodą.
- W porządku. – Nawet gdyby chciała, nie miałaby
komu powiedzieć. Selenę pewnie nie bardzo to zainteresuje, Mitchella dawno nie
widziała, a Joe nie znała na tyle dobrze, by podzielić się z nim taką
informacją.
- Jestem Ashley. – Wyciągnęła rękę w jej stronę i
uśmiechnęła się pewnie. Na jej twarzy nie było śladu po tym, co jeszcze przed
chwilą się tu działo.
- Demi. – Uścisnęła jej dłoń i zastanowiła się przez
chwilę czy jest w tej szkole ktoś, kto czegoś nie ukrywał lub nie miał z czymś
problemów.
- Nie robię tego za często. – Wyjęła z torby
szczotkę do włosów i zaczęła poprawiać fryzurę. – Teraz przechodzę ciężki okres
i to dlatego. – Wygrzebała błyszczyk z kosmetyczki i przejechała nim kilka razy
po ustach. – Ciągła presja bycia najlepszą we wszystkim mnie wykańcza. Wiesz,
jak to jest prawda?
- Wiem. – Nie wiedziała, ale jej rozmówczyni i tak
prawda nie interesowała.
- W dodatku mojemu chłopakowi zamarzyła się wolność
i postanowiliśmy odpocząć od siebie na jakiś czas. – Przejrzała się w lustrze,
przeczesując palcami włosy. – Ale i tak do siebie wrócimy, bo nie potrafimy bez
siebie żyć.
- Rozumiem. – Poczuła dziwny ucisk w okolicy serca.
Sama nie wiedziała, dlaczego. Musiał tu gdzieś być, ale nie miała szans, by
konkurować z kimś takim, jak Ashley.
- Nigdy wcześniej cię tu nie widziałam. – Oparła się
o brzeg umywalki, zakładając ręce na piersi. – A znam większość osób z West
High.
- Jestem tutaj nowa. – I naprawdę miała już dość
tłumaczenia wszystkim tego.
- Mam dziwne wrażenie, że mogłybyśmy się
zaprzyjaźnić. – Ashley uśmiechnęła się do niej szeroko i przytuliła ją,
wprawiając tym w osłupienie Demi.
Selena od dawna wiedziała, że ta szkoła to dom
wariatów i nie należy się po niej niczego normalnego spodziewać, ale tym razem
dyrektor przegiął. Ona naprawdę nie zrobiła nic strasznego. Wypowiedziała tylko
swoje zdanie na temat metod prowadzenia lekcji przez panią Johnosn,
nauczycielkę matematyki i wyszła z zajęć, trzaskając drzwiami. Nic wielkiego.
Uczniowie co dzień palili trawkę i wagarowali, ale nie kazano im szorować
podłogi w głównym holu szkoły, tak jak jej. Na
błysk! Wciąż słyszała w głowie słowa Marymounta i robiło jej się nie
dobrze. Od godziny klęczała na kolanach, szorując posadzkę. Na błysk! Bolały ją plecy, a włosy
przykleiły jej się do twarzy. Z każdym dniem nienawidziła West High jeszcze
bardziej.
Nigdy nie dostał kary, bo wszystko uchodziło mu
płazem. Aż do dzisiejszego dnia. Nauczyciele skarżyli się na niego, że przez
cały tydzień spóźniał się na lekcje lub nie przychodził wcale. A on miał
naprawdę dużo ważniejsze sprawy na głowie. Jak na przykład użalanie się nad
sobą i ignorowanie telefonów od Jennifer. Na samą myśl o niej, na jego twarzy
pojawiał się grymas bólu. Nie powinien iść z nią do łóżka. Lubił ją, była
fajna, ale oczekiwała od niego tego, czego nie mógł jej dać. Jemu wystarczył
tylko seks, a ona chciała się wiązać na całe życie. Ale kto zrozumie
dziewczyny? Jedne planują z tobą ślub, a drugie wylewają na ciebie czerwoną
farbę. Marymount prowadził go gdzieś w kierunku głównego holu, nie odzywając
się do niego słowem. Wcześniej dał mu wiadro z wodą i ścierę, mówiąc, że
dołączy do kogoś, kto tak jak on znieważa dobre imię West High.
Właściwie mógł się domyśleć, że chodziło o nią.
Rozpoznał ją, kiedy doszli na miejsce. Nie widział jej twarzy, ale tej sylwetki
nie pomyliłby z żadną inną dziewczyną. Nie chciał tej kary, a teraz dziękował
za nią losowi.
- Panno Gomez, pan Jonas przyszedł panią wesprzeć. –
Selena nawet na nich nie spojrzała, udając, że bardzo interesuje ją to, co
robi. – Pamiętajcie, że podłoga ma lśnić. – Odszedł, pozostawiając ich w
zupełnej ciszy.
Tego było dla niej za wiele. Już i tak czuła się
wystarczająco upokorzona. I przez Marymounta, i przez niego. Czuła, że to jest
jej prawdziwa kara. Kilka godzin spędzonych w jego towarzystwie.
Wiedział, że tak będzie od momentu, w którym ją
zobaczył. Udawała, że go nie ma, ani razu na nią nie patrząc. A on nie mógł
skupić się na pracy. Nawet jeszcze nie zaczął, a chyba powinien w końcu wziąć
się w garść. Uklęknął naprzeciwko niej, nie spuszczając z niej wzroku. Cisza
panująca między nimi była nie do zniesienia, ale bał się ją przerwać, bo
domyślał się reakcji czarnowłosej dziewczyny. Szorowała posadzkę tak mocno aż
przejechała paznokciem po czyszczonej powierzchni. Z palca zaczęła sączyć się
krew.
- Pokaż. – Złapał jej dłoń w swoją, by zobaczyć
ranę. Pierwszy raz tego wieczora popatrzyła mu w oczy i wtedy uświadomił sobie
po raz kolejny, jak wielkim baranem był, krzywdząc ją w zeszłym roku.
- Nie dotykaj mnie! – Próbowała wyrwać rękę, ale
zamiast tego poleciała do tyłu, ciągnąc go za sobą. Pochylał się nad nią,
czując, jak Selena napręża wszystkie mięśnie, czekając na jego ruch. Tak blisko
niej nie był już dawno. Przybliżył swoją twarz do jej ust. Słyszał, jak szybko
bije jej serce. Nie wiele zastanawiając się, pocałował ją. Najpierw bardzo
delikatnie dotykał jej warg, uświadamiając sobie, jak bardzo za nią tęsknił. Po
chwili zaczął napierać na jej usta co raz mocniej, prawie zgniatając jej twarz.
Próbowała go odepchnąć, ale złapał ją za nadgarstki i mocno przytrzymał.
Rzucała się jeszcze przez chwilę, aż zaczęła oddawać jego pocałunki. Jeden po
drugim.
Znowu ktoś będzie cierpiał, panie Jonas.
I kara która cię za to spotka będzie o wiele gorsza.
Przyspieszonym krokiem przemierzał puste już o tej
porze szkolne korytarze. Był zły. Cholernie zły, po kolejnej już w ostatnim
czasie kłótni z ojcem. Nigdy nie byli ze sobą bardzo blisko, ale teraz
walczyli prawie bez przerwy. A on przecież tylko chciał mieć władze nad własnym
życiem i móc samemu podejmować decyzje. Sprawa studiów nie była wyjątkiem od
tej reguły. Miał ogromny żal do ojca za to, że nie potrafił tego uszanować.
Przez większość życia był zajęty tylko swoją pracą, a teraz kiedy jego synowie byli
już prawie dorośli zebrało mu się na ojcowską troskę. Nie miał zamiaru iść w
jego ślady. Nie chciał iść do tego pieprzonego Dartmouth, ani studiować
prawa. Nie pozwoli, by ktokolwiek decydował o jego przyszłości. Pieprzone studia. Pieprzona udawana ojcowska
troska.
W pewnym momencie z ogromnych wrót, prowadzących do biblioteki wyłoniła się sylwetka dziewczyny. Zdziwił go ten widok. W końcu kto normalny wychodzi z biblioteki grubo po dwudziestej? Zaraz, zaraz... Ciemne, brązowe włosy, niewysoki wzrost... Demi. Ruszył w jej kierunku, widząc jak piramida książek, którą starała się zapewne przetransportować do pokoju, zachwiała się.
- Może pomóc?- posłał jej uśmiech, po czym wziął ogromny stos książek. - Po co ci tyle tego towaru? - Tym razem nie tylko na jego twarzy pojawił się uśmiech. Swoją droga zastanawiał się jakim cudem, jej towarzystwo poprawiło mu humor w tak ekspresowym tempie.
- Nasza klasa ma napisać wypracowanie na historię, a nie chcę zacząć roku od pierwszej pały. – I znów sprawdziły się jego przeczucia. Była grzeczną, dobrze uczącą się dziewczynką. Jednak co strasznie go dziwiło, wcale mu to nie przeszkadzało. W jej przypadku było to nawet słodkie.
Joseph, o czym ty w ogóle myślisz?- ostatnimi czasy zaczął przerażać samego siebie.
- Wybierasz się na jutrzejszy mecz?- Spytał, przerywając tę niezręczną ciszę panującą między nimi.
- Właściwie to jeszcze nie wiem. Nie przepadam zbytnio za futbolem.- Była całkowicie szczera. Nie pasjonowały jej poczynania dwunastu spoconych samców, zajadle walczących o kawałek syntetycznej skóry. Zupełnie nie rozumiała tutejszego uwielbienia tejże dyscypliny.
- A jak ci się podoba w nowej szkole? - Zaczął kolejny nowy temat, próbując podtrzymać rozmowę.
- Jeszcze sie trochę w niej gubi, ale ogólnie nie jest źle.- Skłamała. Nie chciała po prostu użalać się nad sobą ani opowiadać o jakże ciepłym przyjęciu w poczet uczniów West High.
Dalszą drogę do jej pokoju pokonali w ciszy. Chociaż dla obojga była ona niesamowicie uciążliwa, żadne z nich jej nie przerwało. Dlaczego? Po prostu nie mieli odwagi. Zatrzymali się dopiero pod drzwiami jej pokoju, gdzie powinni rozejść się, każde w swoim kierunku. Jednak nie wyglądało na to, żeby gdziekolwiek im sie spieszyło.
- Dziękuję za pomoc, w przytransportowaniu tych książek.- Powiedziała zabierając od niego opasłe tomy, dotyczące historii Ameryki.
- Nie ma za co i polecam się na przyszłość. Ich ręce na chwile się zetknęły ze sobą, ale dziewczyna szybko zabrała swoja dłoń. - Dobranoc, Demi.
- Dobranoc Joe.- Pożegnała się z nim, po czym zniknęła za drzwiami. On natomiast stał jeszcze przez kilka minut, cały czas mając przed oczami jej śliczne, brązowe tęczówki i to cos, czego nie potrafił nazwać.
W pewnym momencie z ogromnych wrót, prowadzących do biblioteki wyłoniła się sylwetka dziewczyny. Zdziwił go ten widok. W końcu kto normalny wychodzi z biblioteki grubo po dwudziestej? Zaraz, zaraz... Ciemne, brązowe włosy, niewysoki wzrost... Demi. Ruszył w jej kierunku, widząc jak piramida książek, którą starała się zapewne przetransportować do pokoju, zachwiała się.
- Może pomóc?- posłał jej uśmiech, po czym wziął ogromny stos książek. - Po co ci tyle tego towaru? - Tym razem nie tylko na jego twarzy pojawił się uśmiech. Swoją droga zastanawiał się jakim cudem, jej towarzystwo poprawiło mu humor w tak ekspresowym tempie.
- Nasza klasa ma napisać wypracowanie na historię, a nie chcę zacząć roku od pierwszej pały. – I znów sprawdziły się jego przeczucia. Była grzeczną, dobrze uczącą się dziewczynką. Jednak co strasznie go dziwiło, wcale mu to nie przeszkadzało. W jej przypadku było to nawet słodkie.
Joseph, o czym ty w ogóle myślisz?- ostatnimi czasy zaczął przerażać samego siebie.
- Wybierasz się na jutrzejszy mecz?- Spytał, przerywając tę niezręczną ciszę panującą między nimi.
- Właściwie to jeszcze nie wiem. Nie przepadam zbytnio za futbolem.- Była całkowicie szczera. Nie pasjonowały jej poczynania dwunastu spoconych samców, zajadle walczących o kawałek syntetycznej skóry. Zupełnie nie rozumiała tutejszego uwielbienia tejże dyscypliny.
- A jak ci się podoba w nowej szkole? - Zaczął kolejny nowy temat, próbując podtrzymać rozmowę.
- Jeszcze sie trochę w niej gubi, ale ogólnie nie jest źle.- Skłamała. Nie chciała po prostu użalać się nad sobą ani opowiadać o jakże ciepłym przyjęciu w poczet uczniów West High.
Dalszą drogę do jej pokoju pokonali w ciszy. Chociaż dla obojga była ona niesamowicie uciążliwa, żadne z nich jej nie przerwało. Dlaczego? Po prostu nie mieli odwagi. Zatrzymali się dopiero pod drzwiami jej pokoju, gdzie powinni rozejść się, każde w swoim kierunku. Jednak nie wyglądało na to, żeby gdziekolwiek im sie spieszyło.
- Dziękuję za pomoc, w przytransportowaniu tych książek.- Powiedziała zabierając od niego opasłe tomy, dotyczące historii Ameryki.
- Nie ma za co i polecam się na przyszłość. Ich ręce na chwile się zetknęły ze sobą, ale dziewczyna szybko zabrała swoja dłoń. - Dobranoc, Demi.
- Dobranoc Joe.- Pożegnała się z nim, po czym zniknęła za drzwiami. On natomiast stał jeszcze przez kilka minut, cały czas mając przed oczami jej śliczne, brązowe tęczówki i to cos, czego nie potrafił nazwać.
Joseph.
Ogarnij się człowieku..
Jezu ale oni maja problemy. Nelena i Jemi..... Selena nie dziwię się, że pała taką nienawiścią do pana N.J, ale po co Nick sypia z jakaś dziwką? Chce przecież odzyskać Sel....ygh A Jemi jest słodkie...hyhy Joe zakochuje się ^^ a to z Ashley mnie zdziwiło. Okej jest 02:03 a ja dalej czytam xd
OdpowiedzUsuń