Późne popołudnie. Od ponad godziny siedział samotnie
na ławce w parku. Całkowity spokój i cisza, przerywana jedynie szelestem
opadających na ziemię złotych liści. Uwielbiał jesień i tą melancholijną
atmosferę. Jednak nie przyszedł tu dziś podziwiać cudów powoli zapadającej w
sen natury. Potrzebował miejsca, w którym mógł poćwiczyć przed zbliżającą się
pierwszą poważną próbą. Bez przerwy kartkował scenariusz, pomimo iż każdą
kwestię miał już dawno opanowaną. Ostatnie dwa tygodnie, dosłownie każde
popołudnie spędził na studiowaniu kolejnych wersów swoich kwestii, choć wcale
nie musiał. Z każdym dniem sztuka stawała się coraz ważniejszym elementem
w jego codzienności. Sztuka, czy może coś innego?
Wyjął komórkę z kieszeni i spojrzał na jej wyświetlacz. Próba miała rozpocząć się w ciągu dziesięciu minut, a on nie miał zamiaru zaliczyć spóźnienia. Wstał z ławki po czym pospiesznie ruszył w kierunku starego budynku teatru szkolnego. Przemierzając pusty już o tej porze dziedziniec, zauważył Demi. Zwolnił kroku czekając, aż go dogoni.
- Cześć.- Posłała mu jeden z tych uśmiechów, przez które tracił całkowity kontakt z rzeczywistością. Nigdy wcześniej nie zdarzało mu się to towarzystwie innych dziewczyn. Człowieku, co ta kobieta z tobą robi?
- Witaj Demi.- Mało oryginalne, jednak w tej chwili nie było go stać na nic lepszego.- Jak samopoczucie przed próbą?
- Nie najgorzej. Boję się tylko, że zapomnę tekstu i Kevin będzie zły.- W jej oczach widać było niemałe zdenerwowanie. Ogromnie stresowała się tym, że gdy stanie tam na scenie zapomni wszystko, czego uczyła się przez ostatnie tygodnie.
- Będzie dobrze. W końcu tekst masz opanowany w stu procentach.- Wiele razy widział jak na przerwach siedziała w bibliotece i studiowała skrypt, więc był tego pewien. I nie, żeby ją obserwował.
- Mam taką nadzieję. - W tym momencie ramię w ramię przekroczyli ogromne skrzypiące drzwi teatru. Chwilę później ruszyli w kierunku sceny, gdzie czekali na nich już pozostali członkowie kółka dramatycznego. Wszyscy wiedzieli jedno - czekało ich niesamowicie pracowite popołudnie.
Wyjął komórkę z kieszeni i spojrzał na jej wyświetlacz. Próba miała rozpocząć się w ciągu dziesięciu minut, a on nie miał zamiaru zaliczyć spóźnienia. Wstał z ławki po czym pospiesznie ruszył w kierunku starego budynku teatru szkolnego. Przemierzając pusty już o tej porze dziedziniec, zauważył Demi. Zwolnił kroku czekając, aż go dogoni.
- Cześć.- Posłała mu jeden z tych uśmiechów, przez które tracił całkowity kontakt z rzeczywistością. Nigdy wcześniej nie zdarzało mu się to towarzystwie innych dziewczyn. Człowieku, co ta kobieta z tobą robi?
- Witaj Demi.- Mało oryginalne, jednak w tej chwili nie było go stać na nic lepszego.- Jak samopoczucie przed próbą?
- Nie najgorzej. Boję się tylko, że zapomnę tekstu i Kevin będzie zły.- W jej oczach widać było niemałe zdenerwowanie. Ogromnie stresowała się tym, że gdy stanie tam na scenie zapomni wszystko, czego uczyła się przez ostatnie tygodnie.
- Będzie dobrze. W końcu tekst masz opanowany w stu procentach.- Wiele razy widział jak na przerwach siedziała w bibliotece i studiowała skrypt, więc był tego pewien. I nie, żeby ją obserwował.
- Mam taką nadzieję. - W tym momencie ramię w ramię przekroczyli ogromne skrzypiące drzwi teatru. Chwilę później ruszyli w kierunku sceny, gdzie czekali na nich już pozostali członkowie kółka dramatycznego. Wszyscy wiedzieli jedno - czekało ich niesamowicie pracowite popołudnie.
- Jennifer? Co ty tutaj robisz? – Nick spojrzał na
dziewczynę zdziwiony jej widokiem. Przez ostatnich kilka tygodni kompletnie o
niej zapomniał. Po tym, jak całował się z Seleną na korytarzu wszystko inne
przestało się dla niego liczyć. Co prawda ona wciąż go unikała i traktowała, jak
powietrze, ale i tak czuł się o wiele lepiej. Dryfował gdzieś pomiędzy jawą a
snem. Chodził na zajęcia, zjawiał się na treningach, ale to działo się gdzieś
po za nim samym. Otrząsnął się z rozmyślań i spojrzał ponownie na
czerwonowłosą. Wyglądała inaczej niż zwykle. Była blada, miała podkrążone oczy
i wyraźnie czymś się martwiła.
- Jestem w ciąży! Jestem w ciąży z tobą Nick! – I
nim zdążył coś powiedzieć rzuciła mu się na szyję, wybuchając głośnym płaczem. Wziął
ją za rękę i poprowadził ją w głąb korytarza, by uniknąć ciekawskich spojrzeń,
których gromadziło się coraz więcej wokół nich. Dalej nie rozumiał tego, co mu
powiedziała. Jak to była w ciąży? Nie mogła być! Był za młody, żeby zostać
ojcem. Miał przed sobą całe życie, karierę piłkarską, a zmienianie pieluch nie
wchodziło w grę. No dobra w odległej przyszłości planował założyć rodzinę, ale
nie teraz. I nie z Jennifer, z którą dobrze się bawił, ale tylko się bawił.
- Jesteś tego pewna? – Spytał, kiedy zdołała się
trochę uspokoić. Jeśli to prawda to będzie skończony. Nie znał się na
dzieciach. Nie potrafił być odpowiedzialny sam za siebie, a co dopiero za
drugiego człowieka. No i chyba Jennifer nie liczyła, że będą razem i kiedyś
wezmą ślub? Tak na pewno nie będzie.
- Nie robiłam jeszcze testu, ale mam niektóre
objawy. – Odpowiedziała mu drżącym głosem. Była tak samo załamana, jak on.
Miała nadzieję, że ją przytuli, pocieszy i powie, że wszystko będzie dobrze,
jak na tych wszystkich romantycznych filmach, które oglądała z przyjaciółkami.
On tymczasem stał dalej, zastanawiając się pewnie czy w tej sytuacji nie lepiej
jest skoczyć z mostu. – Co my teraz zrobimy, Nick? – Zadała mu pytanie, czując
ogromne rozczarowanie. Nie tego się po nim spodziewała. Wiedziała oczywiście, że
będzie w szoku, ale myślała też, że nie będzie się starał przy niej okazywać
paniki. Jeszcze chwila, a powie jej, żeby usunęła. A tego nie mogła przecież
zrobić. I wcale nie chodziło tu o jej moralność. Po prostu bardzo bała się
samego zabiegu. No i nie miała tyle kasy. Może Nick… Nie! Nie mogła postąpić w
ten sposób.
- Nie wiem. – Wzruszył ramionami i schował ręce w
kieszenie. Gdzieś zniknęła ta pewność siebie, którą ją oczarował. Miała ochotę
wykrzyczeć mu w twarz, że to też jest jego sprawa i powinien zachować się, jak
facet. Zamiast tego dalej stała naprzeciw chłopaka, o którym kilka tygodni
wcześniej myślała, że jest ideałem. Teraz nawet nie chciała go znać.
Nie ty pierwsza i nie ostatnia.
Na zewnątrz powoli zaczęło się ściemniać, a na
korytarzach szkolnych nie było widać żywej duszy. Jedynie prawie opustoszała
sala widowiskowa szkolnego teatru tętniła życiem. Próba zakończyła się już
ponad godzinę temu, ale ci dwoje musieli zostać trochę dłużej. Powtarzali kilka
scen i doszlifowywali kilka szczegółów. Dziś szło im to wyjątkowo mozolnie.
- Boże! przeczuwam jakąś ciężką dolę. Wydajesz mi się teraz tam na dole. Jak trup, z którego znikły życia ślady. Czy mię wzrok myli? Jakiżeś ty blady! - Pomimo zmęczenia i wszystkich obaw związanych z próbą, dziś szło jej naprawdę dobrze.
- I twoja także twarz jak pogrobowa. Smutek… - Po raz kolejny tego wieczora spuścił wzrok, nie mogąc przypomnieć sobie dalszego ciągu kwestii. Dzisiejsza próba była dla niego katorgą i kompletną katastrofą. Ilekroć starał się, aby wszystko wyszło tak jak należy, wystarczyło jedno spojrzenie na drobną szatynkę stojącej naprzeciwko i dosłownie wszystko trafiał szlag. Za każdym razem kiedy patrzył jej w oczy, wszystko inne przestawało się liczyć a język plątał mu się niemiłosiernie. Dosłownie tonął w głębi jej brązowych tęczówek. Zachowywał się jak pieprzony małolat, jednak nic nie mógł z tym zrobić, chociaż naprawdę bardzo chciał. Idiota, idiota, pieprzony idiota!
- Zróbcie sobie chwile przerwy i za piętnaście minut spróbujemy jeszcze raz.- Oznajmił im donośnym głosem Kevin po dość długiej pogawędce z Liz. - A ty Joseph, pozwól do mnie na chwilę.- Musieli zrobić coś w końcu z ta katastrofą. Trzeba było im przyznać jedno. Świetnie się dopełniali. Jak jedno radziło sobie przyzwoicie to drugie miało problem i odwrotnie. Czasem tracił nadzieje, że ta dwójka zgra się kiedyś w jednym i odpowiednim czasie. – Co jest? – Spytał po chwili, wpatrując się w niego. Rozumiał, że każdy może mieć gorszy dzień, ale nie mógł pozwolić, by jego młodszy brat rozwalał mu każdą próbę. Już prędzej poprosi dyrektora o to, by zmienił mu karę.
- Boże! przeczuwam jakąś ciężką dolę. Wydajesz mi się teraz tam na dole. Jak trup, z którego znikły życia ślady. Czy mię wzrok myli? Jakiżeś ty blady! - Pomimo zmęczenia i wszystkich obaw związanych z próbą, dziś szło jej naprawdę dobrze.
- I twoja także twarz jak pogrobowa. Smutek… - Po raz kolejny tego wieczora spuścił wzrok, nie mogąc przypomnieć sobie dalszego ciągu kwestii. Dzisiejsza próba była dla niego katorgą i kompletną katastrofą. Ilekroć starał się, aby wszystko wyszło tak jak należy, wystarczyło jedno spojrzenie na drobną szatynkę stojącej naprzeciwko i dosłownie wszystko trafiał szlag. Za każdym razem kiedy patrzył jej w oczy, wszystko inne przestawało się liczyć a język plątał mu się niemiłosiernie. Dosłownie tonął w głębi jej brązowych tęczówek. Zachowywał się jak pieprzony małolat, jednak nic nie mógł z tym zrobić, chociaż naprawdę bardzo chciał. Idiota, idiota, pieprzony idiota!
- Zróbcie sobie chwile przerwy i za piętnaście minut spróbujemy jeszcze raz.- Oznajmił im donośnym głosem Kevin po dość długiej pogawędce z Liz. - A ty Joseph, pozwól do mnie na chwilę.- Musieli zrobić coś w końcu z ta katastrofą. Trzeba było im przyznać jedno. Świetnie się dopełniali. Jak jedno radziło sobie przyzwoicie to drugie miało problem i odwrotnie. Czasem tracił nadzieje, że ta dwójka zgra się kiedyś w jednym i odpowiednim czasie. – Co jest? – Spytał po chwili, wpatrując się w niego. Rozumiał, że każdy może mieć gorszy dzień, ale nie mógł pozwolić, by jego młodszy brat rozwalał mu każdą próbę. Już prędzej poprosi dyrektora o to, by zmienił mu karę.
- Nic. –Wzruszył ramionami, udając, że
wszystko jest w porządku. Bo jak miał powiedzieć bratu, że powodem jego
dekoncentracji jest jego partnerka. Młodsza od niego, cicha dziewczynka, która
rumieniła się przy pierwszej lepszej okazji. Nie rozumiał czemu dostawał przy
niej zaburzeń myślenia, ale tak się właśnie działo. Nie chciał się z tego
zwierzać Kevinowi, bo ten wyciągnąłby zbyt pochopne wnioski.
- Powiem to jeden raz i więcej nie będę powtarzał:
do kurwy nędzy ogarnij się Joe! – Chciał mu walnąć teraz długie przemówienie na
temat odpowiedzialności za każdą pracę, którą się wykonuje, ale brat i tak go
nie słuchał. Tępym wzrokiem wpatrywał się w jeden punkt. Kevin powędrował
wzrokiem w to samo miejsce. Joe gapił się na Demi. I nawet nie próbował się z
tym specjalnie kryć. W tym momencie Kevin uświadomił sobie, co tak naprawdę
dzieje się pod jego nosem. Joe się zakochał. –Ty ją lubisz. – Dodał, kiedy
zauważył, jak jego brat wodzi za nią oczami.
- Co? – spytał inteligentnie, kiedy zdołał powrócić
do otaczającej go rzeczywistości. – Och, przestań! – Machnął ręką,
bagatelizując słowa Kevina. Nic się nie działo. –Demi to tylko… - szukał
odpowiedniego słowa. – koleżanka.
-Koleżanka? – Ciężko mu było w to uwierzyć. Nawet
ślepy by zauważył, że coś jest na rzeczy. Sposób w jaki reagował na jej
obecność mówił sam za siebie. – Kogo próbujesz nabrać, Joe?
- Nikogo nie nabieram, jasne? Demi to Demi. Tylko
Demi.
- Tylko?
- Tylko! Skończmy ten temat i wracajmy do próby, bo
nie mam ochoty siedzieć tu do świtu.– Wkurzyło go to nagłe zainteresowanie jego
życiem uczuciowym przez Kevina. Niech się lepiej zajmie swoim, a od jego niech
się trzyma z daleka. Był sam i czuł się z tym wspaniale. Bez dziewczyny
zrzędzącej mu nad głową wreszcie miał czas na wszystko na co nie miał go do tej
pory.
- Niech ci będzie. – Nie chciał się z nim kłócić i
wpędzać w jeszcze większe zakłopotanie. Jednak czuł, że Demi to ktoś dla niego
odpowiedni. Spokojna i cicha stanowiła równowagę dla rozchwianego emocjonalnie
średniego Jonasa. – Ale mógłbyś coś zrobić.
- Niby co takiego? – Spytał, gdy podeszli do sceny.
Demi siedziała z gitarą w ręku, grając jakąś melodię. W tej właśnie chwili
uznał, że nie widział w życiu nic bardziej podniecającego. Chyba trochę przesadzasz Joe…
- Mógłbyś ją gdzieś zaprosić.
Zaprosić…
I najlepiej niech weźmie ze sobą gitarę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz