niedziela, 6 stycznia 2013

21. "Łapy przy sobie, Jonas".



Joe z zazdrością obserwował, jak Demi tańczy z Mitchem. Jeśli oczywiście ruchy tego idioty można było nazwać tańcem. Jej to chyba jednak nie przeszkadzało, bo wyglądała na szczęśliwą, co jeszcze bardziej go zezłościło. Zdecydowanie przyjście na coroczną imprezę Halloween nie było najlepszym pomysłem, zwłaszcza, że Nick gdzieś się zaszył i nie mógł go znaleźć. Nie miał ochoty patrzeć na bandę patałachów poprzebieranych za wampiry, zombie i inne potwory. Chociaż musiał przyznać, że Demi w białej sukience wyglądała prześlicznie. Jeszcze jej takiej nie widział. Promieniała i tryskała pozytywną energią. Przy nim nigdy taka nie była, nawet gdy bardzo starał się ją rozweselić. Zastanawiał się tylko, co ona widziała w takim dupku jak Mitchell. No i czemu od razu mu nie powiedziała, że jest nim zainteresowana. Dopił ostatni łyk bezalkoholowego ponchu, żałując, że nie ma w nim żadnych procentów i rozejrzał się dookoła. Jego kumple balowali z grupką chichoczących i naiwnych małolat z pierwszej klasy, które pewnie mieli zamiar zaliczyć albo chociaż trochę się pobawić z nimi. Z resztą wszyscy się tu bawili pomimo idiotycznej muzyki i przestarzałych dekoracji, które towarzyszyły tej imprezie niezmiennie od lat. Tylko on stał z miną cierpiętnika i nie miał ochoty na imprezowanie. Spojrzał jeszcze raz tęsknie w stronę Demi szalejącej na parkiecie z klaunem w przebraniu Draculi i postanowił, że nie będzie tylko stał i przyglądał im się. Musi zacząć działać. Ruszył w ich kierunku, przeciskając się przez tłum ludzi i uważając, by nikogo nie nadepnąć lub nie uszkodzić w inny sposób. Piosenka skończyła się i DJ zaczął coś mówić. 
- Czy mogę teraz ja z tobą zatańczyć? - Podszedł do nich i wyciągnął dłoń w kierunku Demi. 
Dziewczyna spojrzała to na niego, to na swojego partnera, ale ten pokiwał głową, że się zgadza i wymruczał coś, że przyniesie jej coś do picia. Oddalił się, a z głośników poleciała wolna piosenka i większość par zaczęła się do siebie przybliżać. Joe pogratulował swojemu wyczuciu czasu, bo lepszej chwili nie mógł sobie wymarzyć. No i pewnie nie zniósłby widoku Demi w objęciach tego pawiana. Do niego też nie bardzo chciała się zbliżać, więc objął ją delikatnie w pasie i starał się nie przekraczać granicy, którą im wyznaczyła. Trochę był zawiedziony, że nie przylgnęła do niego, nie położyła mu głowy na ramieniu i nie zarzuciła rąk na szyję. Czuł, jak jest sztywna i spina się przy każdym jego dotyku, trzymając się na bezpieczną odległość. 
Myślała, że śni, gdy zobaczyła, że do nich podchodzi. Wiedziała, że tu jest, ale myślała, że da jej spokój, skoro grzecznie wytłumaczyła mu, że została już zaproszona przez kogoś. Jednak pomyliła się. Stał przed nią, wyluzowany jak zawsze, z tym swoim czarującym spojrzeniem, którym pewnie znowu chciał ją omotać.  Nie chciała z nim tańczyć, a już tym bardziej do takiej muzyki, a jednak nie sprzeciwiła się, bo przecież mogła iść z Mitchem. Tymczasem została z nim i pozwoliła by jego ręce bezkarnie jeździły po jej talii, by przybliżał się do niej, chociaż wyraźnie dawała mu znać, że tego nie chce. A jednak z każdą kolejną chwilą co raz trudniej było jej słuchać głosu rozsądku, gdy serce co raz mocniej dawało o sobie znać. To przez to, że tak na nią patrzył, a jej trudno było unikać jego wzroku. Czuła, że jego brązowe tęczówki obejmują ją całą, przenikają na wskroś i że się przed nimi nie ukryje. I tak przyjemnie pachniał. Wariowała od jego dotyku, który zdążyła już trochę poznać. Jego usta coś do niej mówiły, a ona wiedziała, że tylko kiwa głową, zgadzając się z nim, choć zupełnie nie wiedziała na co. Była nieprzytomna i czuła, że gdyby nie on to pewnie by upadła. Nagle ich twarze zaczęły dzielić tylko milimetry, ich nosy już się stykały, a ona przymknęła powieki, by znów dać się ponieść. Wiedziała, że to się zaraz wydarzy i że poczuje smak jego warg na swoich, no i właśnie wtedy, w ostatnim momencie wyrwała się z jego objęć i wybiegła z sali, słysząc, jak wołał jej imię.
Znalazł ją w pustym holu głównym. Siedziała przy ścianie, kolana przyciągając do siebie. Co jakiś czas jej klatka piersiowa nerwowo podrygała i unosiła się do góry, by równie niespokojnie opaść w dół. Płakała. Ukucnął przy niej, zupełnie nie wiedząc, co zrobić, powiedzieć, bo nie miał pojęcia czemu tak negatywnie zareagowała. 
- Demi, co się dzieje? - Spytał, próbując odsłonić jej twarz, którą zakrywała obiema dłońmi. Z marnym jednak skutkiem mu to przyszło, bo ona wcale nie miała ochoty na niego patrzeć. 
- Zostaw mnie! Idź stąd! - Odpowiedziała mu, dławiąc się łzami. Była głupia i naiwna, że zgodziła się z nim zatańczyć. Znów by ją omotał, a później dotkliwie zranił. Z resztą już to zrobił swoją udawaną czułością i fałszywym zainteresowaniem, jakie jej okazywał. 
- Czemu? Zrobiłem coś, co cię uraziło? Powiedziałem coś nie tak? - Nigdy nie była dla niego taka oschła i nie mówiła z taką pogardą w głosie, jak teraz. - Odpowiedz mi. - Silił się na spokojny ton, choć w środku wszystko w nim wrzało. 
- Nie udawaj, że cię to interesuje! Lepiej wracaj już do swojej dziewczyny, na pewno na ciebie czeka! - Kolejny spazm wstrząsnął jej ciałem. Na pewno uważał ją teraz za głupią gąskę i cieszył się, że rozkochał w sobie kolejną naiwną. 
- Co? O czym ty mówisz? - No teraz to już zupełnie czuł się zdezorientowany. O jaką dziewczynę jej chodziło? I kto nagadał jej takich głupot? - Słuchaj, nie wiem o czym ty mówisz, ale ja nie mam żadnej...
- Nie kłam! Widziałam was! - Wyrzuciła to wreszcie z siebie, nie bardzo wiedząc skąd czerpie takie pokłady siły. 
- Kogo widziałaś? - Dalej nie miał pojęcia o czym ona mówiła. To brzmiało absurdalnie. Z nikim się nie spotykał, bo jedyną osobą, z którą chciał, była właśnie ona. 
- Ciebie i tą dziewczynę! Siedzieliście razem pod drzewem... Widać było, że jesteście ze sobą blisko. 
No i teraz dopiero wszystko zaczęło układać się w całość. Przypomniał sobie, jak jakiś czas temu dopadła go Ashley, ale on przecież ją odtrącił. Wcale nie był nią zainteresowany. Rozstali się, a on nic do niej nie czuł. A Demi źle to odczytała. Zanim jednak zdążył jej jakkolwiek odpowiedzieć ona kontynuowała dalej.
- Nie wiem tylko po co mnie wtedy pocałowałeś... - Wspomniała o tamtym wieczorze i kolejna porcja łez napłynęła jej do oczu, a w gardle poczuła ogromną gulę. 
- To nie jest, tak jak myślisz...
- A jak jest?! - Nie dała mu się wytłumaczyć. Bo nie było tu nic do tłumaczenia. 
- Nic mnie z nią nie łączy. Byliśmy kiedyś razem, ale to już przeszłość. Odległa przeszłość. Wtedy, kiedy nas zobaczyłaś razem, chciała żebyśmy do siebie wrócili, ale tylko ona, nie ja. - Przerwał, czekając na jej reakcję, ale nic nie powiedziała. - Naprawdę Demi, ona się dla mnie nie liczy. - Podszedł do niej bliżej i złapał ją za podbródek, by spojrzała mu w oczy. Otarł łzy z jej policzków i odgarnął włosy z jej twarzy. Potem nachylił się i wyszeptał jej do ucha: - Musisz mi uwierzyć... - Przemierzał ustami drogę od zagłębienia za jej uchem, przez drobne pocałunki na policzku aż wreszcie dotarł do jej ust.
- Demi? Nareszcie cię znalazłem. 
Mitchell. Joe zaklął pod nosem, a dziewczyna odsunęła się od niego. Jonas miał ochotę przywalić intruzowi, ale resztkami silnej woli się powstrzymał. Czuł się jak w jakimś idiotycznym śnie, w którym dochodzi się tylko do pewnego punktu i dalej już nie można. 
- Do zobaczenia, Joe. - Demi pożegnała się z nim grzecznie i odeszła z Musso. A on stał tam, jak ostatni frajer i nie wiedział co ze sobą zrobić. Chyba chciał się upić. I właśnie dlatego miał zamiar poszukać Nicka.



Selena kręciła się bezcelowo po placu szkoły już prawie od kwadransa. Było pusto i cicho. No prawie. Tylko ze strony hali sportowej dobiegał dźwięk głośnej muzyki oraz krzyki balangowiczów. Właściwie, to mogła przystać na propozycję Demi. Przynajmniej nie wałęsałaby się sama jak ostatnia idiotka, szukając wiatru w polu. Ale nie przywykła do roli piątego koła u wozu i nie chciała przeszkadzać przyjaciółce i Mitchellowi. Zamiast tego teraz całkowicie sama zgłębiała na nowo tajemnice szkoły. Przemierzała w tę i z powrotem cały teren, nie pomijając nawet najdrobniejszego zakamarka. Była beznadziejna. Niepotrzebna. Sama. I, o ile, do tej pory jej to nie przeszkadzało, to dzisiaj wyjątkowo czuła się źle.  Tym bardziej, że w tamtym roku ten sam wieczór wyglądał zgoła inaczej. Miałaś do tego już nie wracać.
Wieczór był mroźny, a jej ciało zewsząd smagał przejmujący wiatr. Miała na sobie jedynie cienką bluzę, więc zdążyła zmarznąć. Czuła jak ręce kostnieją, ale nie przeszkadzało jej to w dalszej wędrówce przez główny dziedziniec szkolny. Zaśmiała się gorzko, kiedy coś sobie uświadomiła. Aura dzisiejszego wieczora doskonale odzwierciedlała jej uczucia. Pustkę i nieprzenikniony chłód. Właściwie to już dawno nie była tylko sama ze sobą. Chociaż kiedyś mogła przetrwać w ten sposób wieczność, to teraz fakt, że Demi nie zanudza jej ciągłym deklamowaniem łzawych kwestii szekspirowskiej Julii, a znajomi z zajęć plastycznych nie męczą ją pomysłami na kolejne zmiany teatralnych dekoracji. Zmieniła się. Chociaż ciężko jej było się do tego przyznać. Nie była już ta pustelniczką, która zaczynała naukę w West High.
- Selena! -  Usłyszała gdzieś z niedalekiej odległości, po swojej prawej stronie. Odwróciła się na pięcie i zaczęła kierować w zupełnie odwrotnym kierunku, doskonale wiedząc, kto jest posiadaczem owego zachrypniętego barytonu. W końcu już więcej nie było jej potrzeba w tym iście cudownym dniu.  - Selena, nie uciekaj!
- Dlaczego zawsze muszę trafiać właśnie na ciebie?! - Spytała z wyrzutem, wyklinając w duchu wszystko i wszystkich.
- Szczęście.
- Nie bądź śmieszny. - Usłyszała ten jego głupi ironiczny śmiech i dosłownie miała ochotę mu przywalić. Byle raz, a porządnie. Przystanęła i odwróciła się  w stronę Nicka, który w tym czasie zdążył pognać za nią. Miała wyjątkowo podły humor, by zbesztać go już na samym wstępie, jednak coś ją powstrzymało. Może to przez jej dziwaczne samopoczucie, a może przez aurę tego paskudnego wieczora. -  Osobiście powiedziałabym, że dramat.
- Dlaczego nie jesteś na imprezie? - Zapytał wyraźnie zaciekawiony.
- Bo nie miałam ochoty na twoje towarzystwo. - Popatrzyła na niego bojowniczo, zakładając ręce na piersi. Wyglądała jak mała naburmuszona dziewczynka, tak, że nie był w  stanie nawet odpowiedzieć na jej mające za zadanie go urazić słowa. - Słyszałam, że jesteś wręcz rozchwytywany przez wszystkie łatwiejsze cizie w miasteczku.
- Sel…
- A właściwie, to dlaczego ty, boski żigolo, nie wyrywasz żadnej dupy na imprezie, co?  Zapytała z ironią i politowaniem, patrząc na jego powyciągany szary dres i butelkę taniego wina w prawej ręce. Wyglądał żałośnie, tak, że aż ją to zaintrygowało.
- Odpuść sobie. - Nie miał zamiaru jeszcze bardziej upokarzać się przed nią z ckliwą bezsensowną odpowiedzią.  Już wystarczająco dużo razy skompromitował się w jej oczach, a dzisiaj nie trzeba było mu kolejnej osobistej porażki do szczęścia. Wystarczyło, że siedział tu sam jak ostatni dupek.
- Ale dlaczego, Nicky. Nie masz dla mnie jakiejś ciekawej bajeczki? -  Znała je już chyba wszystkie na pamięć, kiedy dzień w dzień, przez ponad pół roku musiała ich wysłuchiwać. Rzeczywiście byłby dobrym bajkopisarzem, to musiała przyznać. A w tym momencie po prostu nie mogła powstrzymać się od drwiny w głosie.
- Daj spokój. Przynajmniej ten jeden wieczór. - Spojrzał na nią z wymalowanym na twarzy błaganiem. Naprawdę nie chciał się z nią kłócić, ani wysłuchiwać jakim był beznadziejnym i bezuczuciowym chamem. Wystarczająco wiele razy mu to wypomniała. Nie potrzebował słyszeć tego znowu.  - Napij się ze mną.
- Dlaczego miałabym się zgodzić? - Zaśmiała mu się prosto w twarz.
Jeszcze jakiś czas temu propozycje spędzenia z Nickiem były dla niej codziennością i przyjemnością, teraz jednak mogła jedynie kpić. Z niego. Z własnej głupoty. Z ironii całej tej nierealnej sytuacji. Nie powinna nawet wdawać z nim w głupie dyskusje. A mimo wszystko po raz kolejny dała się złapać na słabości. Nie potrafiła tak po prostu zwiać i nie odwrócić się w jego kierunku. Była słaba. Cholernie słaba.
- Bo nie masz niczego lepszego do roboty. - Proste pytanie, prosta odpowiedź. Nick zdecydowanie był nieskomplikowanym człowiekiem. - No więc? -  Popatrzył na nią z wyczekiwaniem.
- Zgoda.
- No to zdrowie. - Podał jej półprzezroczystą, zielonkawą butelkę, wypełnioną czerwonawym wysokoprocentowym trunkiem, Uśmiechając się przy tym  jak najbardziej przyjaźnie.
- Ale pod jednym warunkiem. - Przechyliła naczynie i wypiła duszkiem trochę więcej niż powinna. Ten wieczór nie mógł być już o wiele gorszy. W końcu nie miała nic do stracenia.
- Jakim?
- Łapy przy sobie, Jonas. - Odpowiedziała, a on tylko skinął głową i upił łyka, po czym ponownie podał jej butelkę.
Nie ma to jak romantyczna… randka?

3 komentarze:

  1. WOW. Rozdział cudny, a ja czekam na następny!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że wreszcie do Joe dotarło co "boli" Demi i zawalczy o nią jak należy. Również liczę na jakiś przełom w sprawie Nicka i Seleny. Czekam na nn. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego w 2013 roku.M&M

    OdpowiedzUsuń
  3. Randka Nicka i Seleny? boję się, że w następnym rozdziale ją zniszczycie ;p
    Co do Demi to fajnie, że powiedziała Joemu co ją dręczy. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale pogadają ze sobą i wyjaśnią sobie wszystko :)

    OdpowiedzUsuń