czwartek, 7 lutego 2013

22. "Ciiiii, chcę ci życzyć dobrej nocy… "


Selena  lekko chwiejnym krokiem przemierzała puste korytarze West High. Na całe szczęście nauczyciele pilnujący całego towarzystwa już dawno zebrali się do domu, bo w innym wypadku zapewne miałaby nie źle przechlapane. W tym tygodniu Marymount trzy razy złapał ją bez noszenia mundurka, a ona nie chciała po raz kolejny mieć problemów. Jednym z plusów całej sytuacji był fakt, że dyrektor lata świetności miał już za sobą i nie był pasjonatem zabawy w nocnego policjanta podczas większych imprez. Właściwie to po trzeciej butelce taniego, niedobrego wina wszystko stało się jej obojętne. Nawet ta obrzydliwa kudłata istota, tuż za nią. Przytulony do pustego naczynia, Nick, spacerował , raz po raz spotykając się z zimnymi ceglanymi ścianami korytarza. Uśmiechał się przy tym beznadziejnie rozbrajająco i mamrotał sobie coś pod nosem. Nawet jeśli wiedziała, że są to kolejne świńskie przyśpiewki, cholernie popularne wśród jego kolegów z drużyny, miała to całkowicie gdzieś. Nawet jeżeli, w przypadku nagłego oświecenia, zacząłby walić tym pustym kudłatym łbem o ścianę, nie powstrzymałaby go. Po pierwsze nie mogłaby przegapić tak ciekawego widoku, po drugie zapewne miałaby nadzieje, że kilka porządnych wstrząsów pozytywnie wpłynęłoby na iloraz jego nikłej inteligencje. A ona wspierała edukacje. Cóż za wspaniałomyślność.

- Jaaasna cholera! - Wykrzyknęła, chichocząc głośno, kiedy po kolejnym poważnym zachwianiu wylądowała na zimnej posadzce. Sama nie wiedziała dlaczego, ale ta sytuacja z sekundy na sekundę była dla niej coraz bardziej śmieszna. Albo po prostu była coraz bardziej pijana. Albo i jedno, i drugie?

- Selenko… - Wybełkotał Nick, jedną ręką podpierając się o ścianę, a w drugiej cały czas trzymając pustą butelkę, którą nosił bezcelowo już drugą godzinę z rzędu. Jednak w tym momencie nie był w stanie wydedukować tego absurdalnie prostego wniosku. - Bądź grzeczną dziewczynką. - Odstawił na bok  puste zielonkawe naczynie i lekko nieporadnie schylił się  w stronę leżącej Seleny, wyciągając jej rękę na pomoc. Przez cały wieczór nie odważył się dotknąć jej nawet przypadkiem, chociaż miał do tego wiele okazji. Już dawno nie spędził z nią tyle czasu w pokojowej atmosferze, więc nie chciał zepsuć tego w miarę pozytywnego wydarzenia. Po za tym miał ochotę pożyć jeszcze kilka lat w świętym spokoju. I  z liczbą kończyn w miarę przypominającą normalną.

- Czego chcesz? - Patrzyła na niego jak na wariata, dostając kolejnego pijackiego ataku śmiechu. Zupełnie jakby wyciągnięta ręka Jonasa nie była wystarczająco wymownym gestem.

- Podnoś się do jasnej cholery. - Wymamrotał lekko niezrozumiale i po raz kolejny ostentacyjnie wyciągając dłoń w jej kierunku. Jedno na pewno się nie zmieniło. Selena miała kiepską głowę, a po procentach stawała się nieobliczalna. Chociaż z drugiej strony również pociągająco bezbronna. - No raz dwa. - Pochylił się nad nią jeszcze niżej i to zdecydowanie był jego błąd.

W jednej chwili ledwo kontaktująca z rzeczywistością Selena, po zaprzestaniu panicznego śmiania się, złapała go za rękę. A  ułamki sekund później, nim zdążył się zorientować w całej sytuacji,  podzielił los Gomez, stacjonującej na zimnej kamiennej posadzce. Chociaż on miał o wiele więcej szczęścia. Wylądował tak, że teraz znajdował się tuż nad nią, podpierając się jedynie łokciami. Czuł jak zadrżała pod wpływem jego bliskości. Rzeczywiście już bardzo dawno nie dzielił ich tak minimalny dystans. I zaczynało mu się to coraz bardziej podobać. Wiedział, że jeżeli teraz jakimś cudem pozbierałby się z jej drobniutkiego ciała, zapewne zwiałaby momentalnie, a tego nie chciał. Zamiast tego przez dłuższą chwilę przyglądał się jej bez jakiegokolwiek słowa, z miną psychopaty.

Leżała bezwiednie pod jego ciężarem, przyglądając mu się uważnie. Czuł jak jej mięśnie napinają się w nerwowym oczekiwaniu. Właściwie to trochę go to zdołowało. Nawet zalana w trupa nie chciała mieć z nim nic wspólnego i zdecydowanie czekała tylko na okazję, by się wyswobodzić i uciec do swojego pokoju. Jednak on wolałby zupełnie inny scenariusz następujących rzeczy. Patrzył na jej malinowe usta i miał ogromną ochotę ponownie przypomnieć sobie ich smak. Nawet jeżeli miałaby to być mieszanka taniego wina i kiepskich fajek. W tym momencie było mu to obojętne.

Nie rozmyślał  nad tym wiele i po prostu musnął jej wargi swoimi. Przez chwilę kompletnie zatracił się w tym, co robił. Jednak jej szamotanina szybko sprowadziła go na ziemię.

- Przestań! - Wykrzyczała, kiedy udało jej się uwolnić jedną rękę z jego żelaznego uścisku i uderzyć go w twarz.

Dłoń zapiekła ją mocno, ale nie żałowała. Zasługiwał na wszystko to, jak go traktowała. Wykorzystując chwilę jego zdezorientowania wyrwała mu się całkowicie, po czym zaczęła biec w kierunku swojego pokoju. W duchu modliła się tylko, by Demi już wróciła, bo zapewne gdyby siłowała się z zamkiem dopadłby ją znowu.

- Selena, zaczekaj! - Naprawdę nie chciał zrobić jej niczego złego. Po prostu cholernie stęsknił się za nią. Jednak ona dalej nie potrafiła wybaczać. W błyskawicznym tempie pozbierał się z posadzki i ruszył w pogoń za uciekającą Gomez. - Ja cię kocham, zrozum to wreszcie!

- Nie, Nick. - Pierwszy raz od dłuższego czasu pozwoliła łzom spokojnie spływać po policzkach. Teraz miała gdzieś, że weźmie ją za miękką beksę. Miała gdzieś, co o niej myślał. -  Zostaw mnie w spokoju i nie zbliżaj się do mnie więcej! - Wykrzyczała po raz ostatni i wyrwała mu rękę z uścisku, po czym na dobre uciekła, zostawiając go osłupiałego po środku pustego korytarza.

Tak właśnie kończą się bajki, w których książę zamiast rycerzem okazuje się być zwykłym łajdakiem.

 

*


Joe nie znalazł Nicka. Za to taszczył na plecach pijanego Mitcha do jego pokoju. Cóż za ironia, bo to w końcu przez niego miał koszmarny wieczór. Mógł porzucić go gdzieś po drodze i jeszcze skopać mu tyłek, ale wtedy już do końca straciłby w oczach Demi, która teraz ramię w ramię szła z nim, nie odzywając się ani słowem, chowając twarz za długimi włosami. Z początku sama chciała odprowadzić naprutego Musso, uwieszonego na jej ramieniu, ale prędzej by się połamała niż osiągnęła cel. Dlatego też ruszył jej na pomoc. Niechętnie, ale zgodziła się na jego towarzystwo. I może nie był to jego wymarzony wieczór z nią, ale przynajmniej mógł spędzić z nią trochę czasu. Prawie sam na sam, bo idiota i tak nic nie kontaktował. Wyraz triumfu pojawił się na jego twarzy, kiedy pomyślał, jak żałośnie Mitchell musiał teraz wyglądać w oczach Demi. To był jeden z pozytywów całej tej sytuacji. No i jeśli mu się poszczęści to ją też odprowadzi pod same drzwi sypialni. Ale to zrobi już z przyjemnością. Było tak cicho, że słyszał jej przyspieszony oddech. Jakby się czegoś bała. Był ciekaw o czym myślała. Może właśnie o tym samym, co on. Albo, co było bardziej możliwe, błądziła gdzieś w swoim, nikomu innemu nieznanym świecie. Skręcili w kolejny korytarz, uprzednio rozglądając się czy żaden z nauczycieli lub sam dyrektor nie kręci się gdzieś w pobliżu. Mieli jednak szczęście, bo wszędzie było pusto. Dotarli w końcu pod drzwi Mitcha. Zapukał, ale nikt mu nie otworzył, więc kopniakiem poradził sobie sam. Demi została na zewnątrz, a on wszedł z niepotrzebnym bagażem do środka. Rzucił go na łóżko. Chłopak ani drgnął, co Joe uznał za dobry znak i zostawił go samego.

- Poczekaj, odprowadzę cię. - Powiedział, gdy zauważył, że chciała mu zwiać. No tak, to było  w jej stylu. Uciekanie i bawienie się z nim w chowanego. Powinien przewidzieć, że tak właśnie będzie. 

- Nie musisz. - Odpowiedziała mu poważnie, pewna swego. Wolała ograniczać spotkania z nim. Wystarczyły jej te niezręczne próby w teatrze. 

- Ale chcę. - Nie miał zamiaru ustąpić. Mogła natrafić na jakichś niedobitków wracających z balu, którzy mogliby sobie z niej głupio zażartować. Zwłaszcza jeśli byliby to kumple z drużyny Nicka.

 - Poradzę sobie, naprawdę. - Im dłużej z nim rozmawiała tym bardziej była pewna, że jest na straconej pozycji. Widziała to zdecydowanie w jego oczach, które kruszyło jej upór.

 - Nie daj się prosić. - Uśmiechnął się do niej ciepło, by jakoś ją zmiękczyć. Wahała się, a to stanowiło dla niego dobry znak.

 - No dobrze, to chodźmy już. - Nie miała siły dłużej z nim walczyć, bo i tak była bez szans. Kolana się pod nią uginały i czuła się zmęczona. Chciała, jak najszybciej znaleźć się w łóżku, zasnąć i o niczym nie myśleć, choć wiedziała, że będzie to raczej niemożliwe.

Co gorsza palce Joe, co chwila dotykały jej dłoni. Było to przyjemne i bardzo niezręczne jednocześnie. Przez pewien moment miała nawet wrażenie, że złapał ją za rękę. A może to tylko zmęczenie stroiło sobie z niej głupie żarty. Tak czy inaczej przebiegł ją miły dreszcz.

Wreszcie dotarli do celu, ale jakoś żadne nie chciało pierwsze odejść. Demi ziewnęła przeciągle, bo naprawdę padała już z nóg. Dzisiejszy wieczór przyniósł jej wiele wrażeń i nie myślała, że ostatnią osobą, którą zobaczy będzie właśnie on.

- Zmęczona. - Bardziej stwierdził niż zapytał. Nie była przyzwyczajona do imprezowania, więc to go wcale nie dziwiło. Rozmazał jej się makijaż, ale i tak wyglądała uroczo.

 - Tak, trochę tak. - Stanie tutaj z nim i rozmawianie, jakby nigdy nic nie wychodziło jej za dobrze. Wpatrywała się w swoje buty, byle tylko nie spojrzeć mu w oczy. 

- Słuchaj, Demi, to z Ashley to naprawdę koniec. Nic mnie już z nią nie łączy. Właściwie to nigdy nie łączyło. Nie to, co z…

- Dobranoc, Joe, do zobaczenia! - Nie chciała, a wręcz nie mogła tego dłużej słuchać, więc postanowiła skryć się w sypialni, nim powiedziałby za dużo, a ona uwierzyłaby w to.

Teraz albo nigdy! Złapał ją za rękę, przytrzymał mocniej i przyciągnął blisko do siebie, by nie mogła się wydostać z jego objęć.

Była przerażona, brakło jej tchu, aż zaschło jej w gardle. Joe trzymał ją pewnie, mocno i zdecydowanie. I do końca musiało jej już odbić, bo myślała tylko o tym, że ma potargane włosy i z całą pewnością wygląda fatalnie.

- Joe… - Wyszeptała, gdy jego usta zbliżyły się do jej policzka i zaczęły znaczyć pocałunki na nim. Pewnie powinna to przerwać, ale było jej tak dobrze i błogo, że rozluźniła wszystkie mięśnie i przymknęła oczy, rozkoszując się tą chwilą. Znowu poczuła dziwne ciepło rozlewające się w okolicy jej serca.

- Ciiiii, chcę ci życzyć dobrej nocy… - Pocałował ją czule w mały, zgrabny nosek, a potem ujął jej twarz w swoje dłonie i całował jej usta aż brakło im tchu.

Zakończenie balu godne księżniczki.

3 komentarze:

  1. No muszę powiedzieć, że mnie zaskoczyła sytuacja z Demi i Joe, ale tak pozytywnie. Może wreszcie zrozumie, że on się w niej zakochał i pozwoli sobie na miłość do niego. Co do Sel i Nicka, to może ona też dałaby mu jakąś szansę. Widać, że chłopak się stara naprawić błędy przeszłości, ale ona też musi się postarać. Rozdział dobry, jak każdy. Czekam na kolejny. Pozdrawiam M&M

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny... Nick kiedyś postąpił chamsko w stosunku do Sel ale teraz jest mi go szkoda... czekam na nn!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow. Rozdział jest cudowny, a ja nie mogę się doczekać nn, a ten wygląd :o

    OdpowiedzUsuń